Kleszcze atakują. Przeniosły się z lasów do miast
Kleszcze dają znać o sobie w powiecie nyskim. Do lekarzy rodzinnych i na oddział ratunkowy szpitala trafia coraz więcej pacjentów proszących o pomoc w usunięciu kleszcza. Z kolei na oddziale zakaźnym leżą osoby z powikłaniami w postaci boreliozy.
- Z kleszczami nie ma żartów. Kiedyś „łapało” się je głównie w lesie, teraz są wszędzie. Nawet na skwerach, rabatkach, na ulicy - mówi ordynator oddziału zakaźnego nyskiego szpitala dr Tadeusz Sarzyński.
Pacjenci najpierw trafiają do lekarzy rodzinnych lub na oddział ratunkowy. Kiedy pojawi się rumień, lub inne niepokojące objawy, pomocą służy poradnia przy oddziale zakaźnym albo sam oddział.
- U nas nie ma czegoś takiego, jak sezon, bo pacjentów mamy przez cały rok. Do nas trafiają przeważnie już przewlekłe boreliozy i ta liczba niestety wzrasta – mówi ordynator.
Lekarz radzi, aby wybierając się do lasu zakładać ciemną odzież, przylegającą do ciała, wziąć okrycie głowy i zastosować dostępne w aptekach środki odstraszające kleszcze. Po powrocie do domu – obowiązkowy prysznic i mycie głowy, gdyż kleszcz bezpośrednio nie zagnieżdża się w ciele, najpierw wędruje, zatem jest czas na to, aby się go pozbyć.
Ordynator nie zaleca samodzielnego usuwania kleszcza, a jeśli już, to najlepiej z pomocą specjalnych szczypczyków. Jednak w przypadku zaczerwienienia, zawsze należy zasięgnąć porady lekarza.
Pacjenci przychodni oddziału zakaźnego także przestrzegają, aby nie bagatelizować ukąszenia przez kleszcza. Dzisiaj walczą bowiem z boreliozą.
- Pierwsze objawy zauważyłam u siebie kilka lat temu. Dreszcze, gorączka, ogólne rozbicie, jak przy grypie, a dodatkowo światłowstręt. Potem nadszedł kolejny rzut choroby. Nie piję alkoholu, a czułam się jak pijana, taka odrealniona. Nie jest też łatwo zdiagnozować boreliozę – mówi jedna z pacjentek.
- Na kleszcze nie ma mocnych. Zobaczyłem rumień na nodze, zatem poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu. Właśnie czekam na wyniki badań – dodaje inny pacjent, mieszkaniec Nysy.
Pacjenci najpierw trafiają do lekarzy rodzinnych lub na oddział ratunkowy. Kiedy pojawi się rumień, lub inne niepokojące objawy, pomocą służy poradnia przy oddziale zakaźnym albo sam oddział.
- U nas nie ma czegoś takiego, jak sezon, bo pacjentów mamy przez cały rok. Do nas trafiają przeważnie już przewlekłe boreliozy i ta liczba niestety wzrasta – mówi ordynator.
Lekarz radzi, aby wybierając się do lasu zakładać ciemną odzież, przylegającą do ciała, wziąć okrycie głowy i zastosować dostępne w aptekach środki odstraszające kleszcze. Po powrocie do domu – obowiązkowy prysznic i mycie głowy, gdyż kleszcz bezpośrednio nie zagnieżdża się w ciele, najpierw wędruje, zatem jest czas na to, aby się go pozbyć.
Ordynator nie zaleca samodzielnego usuwania kleszcza, a jeśli już, to najlepiej z pomocą specjalnych szczypczyków. Jednak w przypadku zaczerwienienia, zawsze należy zasięgnąć porady lekarza.
Pacjenci przychodni oddziału zakaźnego także przestrzegają, aby nie bagatelizować ukąszenia przez kleszcza. Dzisiaj walczą bowiem z boreliozą.
- Pierwsze objawy zauważyłam u siebie kilka lat temu. Dreszcze, gorączka, ogólne rozbicie, jak przy grypie, a dodatkowo światłowstręt. Potem nadszedł kolejny rzut choroby. Nie piję alkoholu, a czułam się jak pijana, taka odrealniona. Nie jest też łatwo zdiagnozować boreliozę – mówi jedna z pacjentek.
- Na kleszcze nie ma mocnych. Zobaczyłem rumień na nodze, zatem poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu. Właśnie czekam na wyniki badań – dodaje inny pacjent, mieszkaniec Nysy.