Dr Witold Potwora, ekonomista z WSZiA, odniósł się tych prognoz z dużą ostrożnością, przytoczył inne raporty mówiące, że właśnie w tym 2025 roku, w wyniku rozwoju technologicznego, nawet 45 procent miejsc pracy zajmą roboty. Trudno więc powiedzieć, ilu ludzi będzie brakować. Ale, dodał, ten pierwszy raport jest o tyle optymistyczny, że zakłada dalszy wzrost gospodarczy.
Grzegorz Kuliś z BCC stwierdził, że Opolski Urząd Wojewódzki jest najsprawniejszy w kraju - wydaje pozwolenia na pracę w ciągu miesiąca, a gdzie indziej czeka się nawet cztery razy dłużej (w efekcie wiele firm z kraju przenosi siedzibę na Opolszczyznę). Stwierdził też, że problemem nie są procedury, ale patologie w placówkach dyplomatycznych, gdzie działają mafie biorące po kilka tysięcy euro za załatwianie pozwoleń, które są przecież bezpłatne.
Sporo emocji wzbudziło pytanie, czy cudzoziemców należy w ogóle sprowadzać do Polski. Grzegorz Adamczyk z Solidarności i Sebastian Koćwin z OPZZ mówili o tym, że mamy w kraju 1,5 miliona osób bez pracy, ale także firmy, również na Opolszczyźnie, gdzie pracuje dziś więcej obcokrajowców niż Polaków. Nasi pracownicy są wypychani z rynku poprzez dumping płacowy. Piotr Pańcześnik z Kongregacji Handlowej zaznaczył, że jego organizacja stanowczo nie zgadza się z takimi praktykami a Kuliś przekonywał, że Ukraińcy wcale nie są tańsi.
Związkowców poparła Anna Bartoszek-Dec z Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego, która poinformowała, że 90 procent wniosków o zezwolenie na pracę dotyczy pracy za płacę minimalną albo za 14,70 zł za godzinę. Dodała także, że coraz więcej jest wniosków o pracę na pół etatu.
Wszyscy zgodzili się, że jest to fikcja i próba oszukania ZUS-u, bo taki pracownik dostaje więcej, tyle że w kopercie. Kuliś apelował, by walką z takimi patologiami zajęły się stosowne instytucje i wsparły w ten sposób uczciwych pośredników pracy.
A jak wielka jest skala problemu? W 1992 roku cudzoziemcami zajmowało się 2 urzędników wojewody, dziś - 25.