Zdaniem Tadeusza Jarmuziewicza z PO, prowadzenie kampanii wyborczej przed jej oficjalnym otwarciem stało się zjawiskiem powszechnym i dlatego przepisy kodeksu wyborczego należy zliberalizować i dostosować do realiów. Tego samego zdania był Piotr Piaseczny z Nowoczesnej, choć nie omieszkał przypomnieć, co o tych kwestiach mówi obowiązujące dziś prawo. Grzegorz Peczkis z PiS przekonywał, że skoro politycy obecnej koalicji mają się czym pochwalić, to nic dziwnego, że chętnie spotykają się z wyborcami, by im o swoich sukcesach opowiedzieć. Agnieszka Zagola z PSL zwracała uwagę na to, że tak zwana prekampania prowadzona jest bez żadnej kontroli, także finansowej. Zdaniem Rafała Bartka z Mniejszości Niemieckiej, znacząca cześć prawa wyborczego, na przykład przepisy regulujące ciszę wyborczą, jest fikcją, bo nie da się ich wyegzekwować. Zdaniem Piotra Pancześnika z Porozumienia, przepisy to jedno, ale kampanię powinien także regulować, tak jak w starszych demokracjach, dobry obyczaj. Tylko Wojciech Jagiełło z ruchu Kukiz ’15 przekonywał, że szacunek dla prawa wymaga, by przepisy szanować i dlatego jego formacja ogłosi swoich kandydatów dopiero we wrześniu.
Sprawa ustawy 447 podzieliła dyskutantów. Peczkis uspokajał, że nie ma większego znaczenia, bo w 1960 władze PRL podpisały ze Stanami Zjednoczonymi umowę regulującą kwestię odszkodowań dla obywateli USA. Inni dyskutanci nie byli tego tacy pewni, zwracali uwagę na niejednolity przekaz rządu w tej sprawie, ostrzegali także przed antypolskimi nastrojami, które ustawa może wywołać. Wszyscy zgodnie przyznali, że trzeba jak najszybciej uchwalić ustawę reprywatyzacyjną, bo to najlepsze zabezpieczenie przed roszczeniami.