Rowerem po pograniczu. W Czechach bezpieczniej niż w Polsce
Po czeskich górach i górkach jeździ co najmniej dwa razy w tygodniu. Głównie na Pradziada, do Ramzovej, ale i na Cerveny Vrch. 76-letni Michał Raczyński jest pełen podziwu dla kultury jazdy czeskich kierowców.
- Wjeżdżając do Czech, czuję się jako rowerzysta bezpiecznie. Nikt nie pędzi jak szalony, kierowcy zwalniają na widok rowerzysty i objeżdżają go szerokim łukiem. Tam nawet nie ma obowiązku zakładania odblaskowej kamizelki, tak jak u nas. Z kolei każdy rowerzysta ma kask, chociaż nie musi, koniecznie trzeba mieć światła odblaskowe na kołach roweru – mówi Raczyński, członek zarządu Głównego PTTK w Warszawie, przewodniczący Regionalnej Komisji Turystyki Kolarskiej PTTK.
W Czechach niewiele jest ścieżek rowerowych i nie ma takiej presji ich budowania, jak w Polsce.
- Po co ścieżki i wydawanie na nie pieniędzy, skoro jest pełna kultura jazdy na drodze? Tam także nie do pomyślenia jest, aby rowerzysta jechał chodnikiem, albo przejeżdżał rowerem po przejściu dla pieszych. Od razu dostałby porządny mandat, nie tak, jak u nas – mówi Raczyński.
Nasz rozmówca dodaje, że jest pod wrażeniem turystyki rodzinnej w Czechach, a także spędzania weekendów przez mieszkańców.
- Wjeżdżam rowerem na Pradziada i widzę autobusy, które ciągną przyczepki z rowerami. Ludzie tak właśnie rodzinnie się relaksują w weekendy – mówi kolarz.
W Czechach niewiele jest ścieżek rowerowych i nie ma takiej presji ich budowania, jak w Polsce.
- Po co ścieżki i wydawanie na nie pieniędzy, skoro jest pełna kultura jazdy na drodze? Tam także nie do pomyślenia jest, aby rowerzysta jechał chodnikiem, albo przejeżdżał rowerem po przejściu dla pieszych. Od razu dostałby porządny mandat, nie tak, jak u nas – mówi Raczyński.
Nasz rozmówca dodaje, że jest pod wrażeniem turystyki rodzinnej w Czechach, a także spędzania weekendów przez mieszkańców.
- Wjeżdżam rowerem na Pradziada i widzę autobusy, które ciągną przyczepki z rowerami. Ludzie tak właśnie rodzinnie się relaksują w weekendy – mówi kolarz.