Władysław Broniewski i Julian Tuwim w opowieści biografisty Mariusza Urbanka
Justyna Dziedzic pytała autora o wiele wątków biograficznych, również o miłość - Każdy prawdziwy poeta był człowiekiem kochliwym. Kochał i był kochany. Kochał tak jak to robią poeci, czyli pisał dla wybranek swojego serca wiersze. Rozbił to w sposób taki, który u Pań może budzić oburzenie. Ten sam wiersz, który uważał za szczególnie udany, wysyłał bowiem do kilku dam i zwykle okazywało się to skuteczne u większości z nich. Korzystał z tego. – mówi autor biografii o Bronisławie Broniewskim.
Wiele decyzji, także ta o powrocie 1945 roku do Polski była w dużej mierze spowodowana miłością. On wracał przede wszystkim do ukochanej kobiety. Do najważniejszej zaraz po córce Ance, bo nie ma wątpliwości że ona była tą jedyną w jego życiu. Niemniej wracał też do miłości męsko-damskiej do Marii Zarębińskiej.- mówi Mariusz Urbanek.
Justyna Dziedzic rozmawiała z biografem również o innym autorze, któremu poświęcił książkę. Poeta, autor wodewili, skeczy, tekstów piosenek i librett operowych, Julian Tuwim - Chciałby, aby mówić i myśleć o nim poeta. To było w rozumieniu Tuwima dla niego najwyższa jakość. Jeśli ktoś był poetą, to na dzień dobry miał u Tuwima taryfę ulgową i dobre traktowanie i podziw. Poeci to szczególny rodzaj ludzi. – mówi Mariusz Urbanek.
- Historia adopcji była ciekawa i charakterystyczna dla postaci Tuwima. On poślubiając Stefanię, miłość swojego życia i muzę swojej twórczości zdecydowali wspólnie, ze nie będą mieli dzieci. Powodem tego była obawa, ze słaba i chorowita żona może tego nie przeżyć. Nie mieli dzieci, zdecydowali się na to bardzo późno. Dwa lata po II wojnie światowej, kiedy Tuwim był już mocno po pięćdziesiątce, Pani Stefania też. To był taki rodzaj ekspiacji, zadośćuczynienia, spłaty długu. Tuwim miał bowiem ogromny kompleks, ze nie był w czasie wojny z Polakami, nie był z Żydami. Nie był i z jednym i z drugim narodem, z którym czuł więź - dodaje autor książki o Tuwimie.