Lisowczycy na Śląsku
Formacja lisowczyków po raz pierwszy pojawiła się na historycznej arenie w roku 1608 - podczas tzw. drugiej „Dymitriady”. Nazwa lisowczycy pochodzi od nazwiska ich pierwszego dowódcy - Aleksandra Lisowskiego. Był to polski szlachcic - banita, żołnierz słynący z nadzwyczajnej odwagi. Zebrał on potężny pułk konnych ochotników złożony ze zbiegłych moskiewskich chłopów, kozaków niżowych, zdemobilizowanych żołnierzy i byłych rokoszan Zebrzydowskiego. Początkowo służyli oni Lisowskiemu bez żołdu, jak zapisano „na samej tylko zdobyczy z nieprzyjaciela”. Później w niektórych wojnach zaciągano ich za królewski żołd.
Charakterystyczną cechą tej formacji była jej niesamowita na owe czasy mobilność. Można ją było porównywać jedynie do mobilności tatarskich zagonów. Poruszali się wyłącznie konno, bez taborów, jedynie w towarzystwie konnych pachołków dbających o paszę dla koni, pożywienie dla pana oraz jego konie i łupy. Dosiadali lekkich zwinnych nierasowych koni, mając ich zwykle kilka i często je zmieniając, co jeszcze bardziej zwiększało szybkość ich przemarszów.
Zorganizowani byli w dowodzone przez wybieranych spośród siebie pułkowników. Chorągwie nie miały określonej liczebności – liczyły od 20 do kilku tysięcy jeźdźców. Wszystkie lisowskie chorągwie tworzyły tzw. Bractwo Elearów, rządzące się swoim własnym kodeksem. Jedną z naczelnych ich zasad była równość wszystkich towarzyszy bez względu na pochodzenie. Odwagą i sławnymi czynami chłop czy Kozak mógł zasłużyć sobie na oficerski stopień, by sięgnąć w końcu po szlachectwo. Tworzyli swoisty „związek zawodowy” żołnierzy - rabusiów.
O ile każdy z prowadzących wówczas liczne wojny hetmanów chciał mieć ich jak najwięcej pod swoją komendą w czasie wojny, tak niechętnie ich widziano w czasie pokoju. Bo choć byli straszni dla wrogów, to jeszcze straszniejsi bywali dla ludności cywilnej. Przed ich niezadowoleniem drżeli wszyscy dowódcy królewskich wojsk. A o niezadowolenie było łatwo gdy żołd zwykle spóźniał się po kilka miesięcy.
W latach 1618-1648 Śląsk był jednym z najnieszczęśliwszych regionów Europy. Leżał bowiem w granicach cesarstwa, które męczyła wówczas wojna 30-letnia. Chyba pierwsza totalna wojna na kontynencie europejskim. Wojska katolickie i protestanckie maszerowały po cesarstwie wzdłuż i wszerz we wszystkich kierunkach, a Śląsk zwykle miały po drodze. Wiązało się to zazwyczaj z gwałtami i rabunkami, a przynajmniej z bezwzględnymi rekwizycjami paszy i żywności.
Gdy w roku 1619 cesarz austriacki poprosił Polskę o wsparcie w walce z protestantami, nasz katolicki król Zygmunt III Waza chętnie posłał na pomoc zagrożonemu Wiedniowi Lisowczyków. Za jednym zamachem pozbył się uciążliwych „rezerwistów” i wsparł sprawę katolicką.
Lisowczycy doskonale wpisali się w charakter prowadzonych na wojnie 30-letniej działań. Morderstwa, grabieże i gwałty były przecież ich żywiołem, więc szybko doprowadzili tę taktykę do perfekcji. Efekt jest taki, iż dziś wiele miast, które wówczas odwiedzili nie ma żadnych zabytków sprzed ich wizyty.
W granice Księstwa Opolskiego wkroczyli Lisowczycy 3 lutego 1620 r. w okolicach Siewierza. Na Śląsk padł strach bowiem sława okrutnych rajdów elearów dotarła tu dużo wcześniej. Nocujących pomiędzy Bytomiem a Tarnowskimi Górami 4000 lisowczyków mieszkańcy Tarnowskich Gór na wszelki wypadek przywitali ogniem artylerii. Następnego dnia elearzy ruszyli pod Wiedeń, gdzie dotarli w cztery doby, po drodze łupiąc i paląc.
Lisowczycy przyczynili się walnie do czeskiej klęski w bitwie pod Białą Górą, po której doszło do haniebnego wymordowania jeńców. Przyczyniło się to do wyginięcia w Czechach rodzimej szlachty i w efekcie do germanizacji elit tego kraju. W drodze powrotnej Lisowczycy pojawili się znów na Śląsku, gdzie niektóre stany miejskie na ich przyjęcie sformowały własne wojska. Do ich walk z lisowczykami doszło w roku 1620 pod Legnicą, Wrocławiem i Opolem, a także pod Namysłowem.
Brali udział w walkach na Śląsku jako najemnicy w służbie cesarskiej przez kilkanaście lat. Z wojskami cesarskimi dotarli aż do Antwerpii, gdzie jednego z nich uwiecznił Rembrandt. Warto odnaleźć i obejrzeć jego obraz „jeździec polski”.