Słono mi!
W miarę, jak afera solna zatacza coraz szersze kręgi, rośnie społeczne zdumienie: jak to możliwe, że przez lata bezkarnie byliśmy podtruwani czymś, co używane jest do posypywania dróg i co w karoseriach naszych aut powoduje nadżerki oraz liszaje. Jak to możliwe, że preparat będący odpadem w procesie produkcji chloru, lądował w kiełbasie, szynce, polędwicy i kabanosach, a może nawet w ozdobnych solniczkach stawianych na stołach? Toż dla toksycznej równowagi w pieprzniczkach powinna się znajdować sproszkowana smoła, flakonik na ocet powinien zawierać kwas siarkowy, a flakonik na oliwę – olej do diesla.
Jakie przepisy i okoliczności sprawiły, że staliśmy się zbiorową ofiarą oszustwa, jakie dotąd znaliśmy tylko z filmowych thrillerów o Afryce, w których niecne koncerny podtruwają tubylców, ale na szczęście zawsze znajdzie się jakiś nieprzekupny prawnik-idealista, który ujawni te podłość światu i ONZ-etowi.
Przyznam, że ta afera wystawia na ciężko próbę moje umiłowanie wolnego rynku, którego nie powinno się poddawać kontroli urzędów, biurokratów i służb wszelakich. Wychodzi na to, że powinno się... I jak ja sobie z tym poradzę?
Ale z drugiej strony... Można też powiedzieć, że cóż nam po tych służbach i sanepidach, skoro mimo takiego ich rozmnożenia i dużej aktywności, i tak pozwoliły one kilku cwaniakom, aby nam dosolili. Ciekawe, czy łajdacy słono zapłacą za swój proceder.
A powinni, bo przecież wszystko jakoś ostatnio staje się w Polsce bardziej słone.
Słone są ceny w sklepach, słone są ceny na stacjach benzynowych, słone są premie kacyków od sportu, obdarowywanych przez państwo w imieniu podatnika. Słony będzie też pot starców, których się przymusi do dłuższej pracy, a póki co, słone są łzy emeryta, któremu wskutek reformy duetu Kopacz-Arłukowicz nie starcza na leki. Może by tak komuś w związku z tym zafundować jakieś sole trzeźwiące.
Posłuchaj felietonu: