Karać! Karać! Karać!
Zapowiada się bowiem spory kłopot, bo gdy opolski odcinek pożal się Boże autostrady A-4 zacznie być płatny, wielu kierowców ucieknie na boczne drogi, a one się wtedy jeszcze mocniej zakorkują oraz zaczną popadać w jeszcze większą ruinę, bo zwiększone obciążenie szosy to śmierć dla polskiego asfaltu, który jako jedyny na świecie robiony jest z plasteliny. Można się sprzeczać, co spowoduje tę ucieczkę: chytrość kierowców czy zarządcy drogi. Ja skłaniałbym się ku temu drugiemu tłumaczeniu, bo nigdzie na świecie autostrady nie są tak piekielnie drogie jak w Polsce, jeśli wziąć pod uwagę relację cen do zarobków.
I właśnie temu problemowi poświęcona była narada ważniaków w ośrodku ruchu drogowego. Jakie są ich wnioski? Jakie recepty? Jakie rady?
Można je zawrzeć w jednym słowie, ale powtórzonym trzykrotnie i opatrzonym wykrzyknikiem: Karać! Karać! Karać!
Bo jak czytam w gazecie, obecna na naradzie policja zadeklarowała wzmocnienie patroli na drogach, gdzie pojawi się więcej pojazdów, zaś inspektorzy ruchu drogowego obiecali, że będą przeprowadzać więcej kontroli stanu technicznego pojazdów. Wiadomo przecież, że nie ma takiego pojazdu, w którym by się nie znalazło jakiejkolwiek usterki, nawet w fabrycznie nowym.
Oto, na czym polega przyjazne państwo pod rządami rzekomych wolnorynkowców i liberałów: kara jako najlepszy sposób władania społeczeństwem. Uciekasz, kierowco, na boczne drogi, żeby uniknąć drożyzny, którą narzuca ci państwo? To cię to państwo za karę skontroluje, przetrzepie, prześwietli, nastraszy. I odbierze sobie niezapłacony bilet na autostradę w mandaciku.
Niedawno nasze państwo szczuło na lekarzy i aptekarzy. Przyszła pora poszczuć tych, którzy od świtu rozwożą po kraju chleb, masło, mleko, kiełbasę, węgiel i cytryny do herbaty? No i sushi dla minister Muchy, bo przecież nowa polska szlachta nie będzie się kitować chlebem.