Nam wystarczy minus cztery...
Choć tak na dobrą sprawę to ten mistrz katastroficznych obrazów mógłby się uczyć od naszych speców od propagandy. Byłyby to lekcje z cyklu: jak z popeliny zrobić atłas.
Weź jedno dynamiczne ujęcie jadącej karetki i fal uderzających w falochron. Potasuj to z przebitkami na połamane drzewa i zerwane linie energetyczne. Tylko koniecznie musi to kamerować trzeźwiejący właśnie alkoholik, żeby mu się ręka solidnie trzęsła. A potem puszczaj wszystko w czerni i bieli i koniecznie na okrętkę, czyli non-stop, żeby uzyskać wrażenie stałego dziania się. W tle katastroficzna muzyka...
Ja wiem, że wczoraj nawet bez medialnego wyolbrzymiania kawał wschodnio północnej Polski miał potężny problem. Kilkaset tysięcy ludzi bez prądu - można się tylko domyślać, jak to się odbiło na lokalanej gospodarce i... samopoczuciu.
Ale przecież żywioł, jaki nawiedził Podlasie, Warmię i Mazury, nie był jakiś biblijny, choć gdyby śledzić proces przerabiania popeliny na atłas, można by dojść do takiego wniosku.
Owszem, sprawcą dyskomfortu kilkuset tysięcy Polaków był rzeczywiście wiatr, ale ten dyskomfort mógłby być dużo mniejszy, gdyby ten wiatr napotkał jakikolwiek opór. Co mam na myśli? Ano to, że firmy, które dostarczają nam prąd to głownie ładne loga, ładne hasła w telewizyjnych reklamówkach oraz wypasione siedziby i jeszcze bardziej wypasione fury przed siedzibami zarządów. Bo tak zwana infrastruktura, czyli maszty i sieci przesyłowe to poziom mniej więcej Bangladeszu. Popelina! Byle wietrek, byle mróz, byle woda i wszystko się łamię, pęka, zamarza, wypacza... Ku uciesze wyłącznie kamerzystów.
I my chcemy z taką energetyczną infrastukturą spełniać standardy NATO. Jeden skacowany Wania z kombinerkami mógłby odciąć pół Polski od prądu.
Kiedyś przytoczyłem tu słynną w PRL rymowankę: "Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery..."
Od czasu, gdy Bundeswehra jest już naszym sojusznikiem, więc bić nas nie będzie, przysłowie to stało się jeszcze bardziej wymowne.