12 lat guzdrania
Celowo użyłem zwrotu „swego czasu” - gdyż czas odgrywa w tej sprawie istotną rolę.
Od rozpoczęcia procesu minęło bowiem - proszę się trzymać - aż dziesięć lat. Tak, dziesięć lat zajęło sądowi osądzenie grupy cwaniaków, wyłudzających kredyty, które nie miały pokrycia, ale i fałszujących dokumenty oraz oszwabiających tych, którym mieli służyć, czyli – swoich klientów. Ukradli w ten sposób ponad dwa miliony złotych.
Dziesięć lat oskarżeni czekali na wyrok, przy czym jeden z głównych oskarżonych, nie doczekawszy się - zmarł. Pani Anna, od której imienia firma wzięła nazwę, dostała dwa lata.
Sądzić kogoś dziesięć lat, żeby go skazać na dwa? To ja już bym wolał dostać od razu trzy - byle bez sądu.
Niestety, żaden z opolskich dziennikarzy, którzy informowali o zakończeniu procesu dekady nie spytał wymiaru sprawiedliwości, dlaczego to wszystko tak długo trwało. Nie wiem, na ile to zaniechanie wynikło z zawodowego lenistwa, a na ile z przekonania, że tak po prostu musi być. Że przewlekłość wymiaru sprawiedliwości jest czymś tak naturalnym jak kałuże po deszczu albo podwyżki po wyborach. Chodzi oczywiście o podwyżki cen, a nie pensji. O, przepraszam, sędziowie chyba jednak podwyżki dostaną.
A wracając do pytania, to mogło być zatem tak, że żaden dziennikarz nie zapytał, bo go to po prostu nie zdziwiło.
Ja wiem, wiem... Oskarżeni mieli kłopoty z dojazdem na proces, ten zachorzał, ów miał problemy osobiste, ktoś tam jeszcze zapomniał o rozprawie, ach, cóż za gapa z niego... I tak jakoś zleciało.
Co ciekawsze, afera wyszła na jaw w roku dwutysięcznym. Dwanaście lat temu. I tyle właśnie guzdrała się nasza sprawiedliwość w tej sprawie.
Ponieważ takim przypadkom dobrze robią porównania, to proszę sobie teraz wyobrazić, że proces norymberski zamyka się dopiero dwanaście lat po zakończeniu wojny. W 1957 roku.
Zdumieni? I o to chodziło!