Slalom między absurdami
Posłowie złożyli ślubowanie, potargowali się o stołki marszałków, po czym wysłuchali pana prezydenta, który jak zawsze mówił oględnie i bez treści, bo taka już jego rola.
Zdumiewa ten miesiąc luzu, jaki za nasze pieniądze podarowano posłom od dnia wyborów. Każdy by tak chciał - dostajesz etat, ale do roboty przychodzisz dopiero za miesiąc. Ja przychodzę nawet, gdy jestem chory; słyszycie państwo mój głos???
Ale może to nawet lepiej, że oni się tak w tym sejmie lenią. Nieraz atakowałem z tego miejsca polskich ustawodawców za ich legislacyjną biegunkę, za ich nadgorliwość w wymyślaniu przepisów, za nadprodukcję absurdu.
Oto kolejny operetkowy przykład:
Sejm chce wprowadzić normy określające, ile miejsca muszą mieć narciarze na stoku. Tak oto nasze państwo, które nie potrafi zapewnić nam miejsca na publicznych drogach, zajmie się wyliczaniem, ile metrów kwadratowych przypadnie na jedną narciarzo-głowę na prywatnej górce. Jak na stoku narciarzy będzie za dużo, to się ich nie będzie na ten stok wpuszczać.
Ustawę napisał Piotr Van der Coghen, poseł Platformy Obywatelskiej, a jakże. To ta partia, która - przypominam - odwołuje się do wolności obywatelskich, nieskrępowanej aktywności ludzkiej, przedsiębiorczości nie ograniczanej zbędnymi przepisami. Szkoda, że tylko się odwołuje.
To dla bezpieczeństwa narciarzy, pora problem ucywilizować - powiedział Van der Coghen. Jak ja uwielbiam to cywilizowanie problemu dla mojego dobra.
Właściciele nartostrad wskazują, że takich absurdów nie ma w krajach alpejskich, nawet u uwielbiających przepisy Niemców. Alarmują, że obostrzenia spowodują straty i wystraszą narciarzy, którzy uciekną do Czech lub dalej. Sami zaś narciarze boją się kolejek do wyciągów, które w Polsce i tak są długie.
I tylko pan poseł Van Der Coghen tryska optymizmem. Czyżby wśród licznych przywilejów posłów był też wstęp na wyciąg narciarski poza kolejnością?