Dr Witold Potwora z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu przytoczył kilka statystyk dotyczących bezrobocia sprzed lat. – Ostatni dwucyfrowy wynik był w lutym 2016 roku, czyli 10,2 %, a dzisiaj mamy dokładnie połowę. Dane według powiatów pokazują, że wciąż mamy dysproporcje, np. Poznań, Warszawa, Sopot, ale i powiat kępiński, nowotomyski czy grójecki, które mają poniżej 2% bezrobocia, ale np. powiat szydłowiecki ma już 22,9% bezrobocia. Mamy 72 powiaty albo miasta na prawach powiatu w których bezrobocie sięga powyżej 10% - mówił Potwora o powiedział, że w jego ocenie dobrym rokiem do porównań jest rok 2004, bo to pokazuje jak potężną drogę przeszła polska gospodarka. – W ciągu 10 lat poradziliśmy sobie z problemem bezrobocia, więc te obawy o ryzyko bycia bezrobotnym mogą dziwić – stwierdził dr Potwora.
Lesław Adamczyk z BCC na początek zwrócił uwagę, na to czym w istocie jest przytoczone badanie GUS-u, a więc jest pytaniem o opinię konsumentów o to co się zdarzy w najbliższej przyszłości. – Ta opinia będzie budowana o jakieś zasłyszane informacje. Jest takie pojęcie narrative economics, czyli ekonomia oparta o narracje, która pojawia się w społeczeństwie czy mediach i ono czasami sprowadza kłopoty bo zaczynamy wierzyć w różne rzeczy i podejmować decyzje. My jako przedsiębiorcy staramy się podkreślać, że jesteśmy w momencie, że ten rozpędzony pociąg sukcesu o którym słyszymy zaczyna się zderzać z różnymi perturbacjami. Mamy spowolnienie gospodarcze, przez pierwsze 6 miesięcy słyszeliśmy, że się bronimy, teraz już nie jest tak świetnie, bo wskaźniki PMI zaczynają spadać, a wraz z nim idą inne fragmenty realnej gospodarki. Słyszymy, że zwiększają się transfery społeczne, ale po konsumpcji tego nie widać. Wygląda też na to, że to konsumenci podobnie jak i przedsiębiorcy zaczynają uważać, że polityka agresywnego wzrostu płacy minimalnej może przynieść odwrotny skutek do zamierzonego, tzn. zaczynamy mówić: „a może się nie uda”.
Sebastian Koćwin z OPZZ po części zgodził się z przedmówcami, ale zwrócił uwagę na czas przeprowadzenia badania GUS. – To było robione w okresie przedwyborczym, być może ludzie mają wtedy zwiększone poczucie lęku. Po drugie kończą się prace sezonowe i jest obawa części pracujących, że w tym okresie zimowym nie znajdą zatrudnienia. Najważniejsza kwestia to niestety lament przedsiębiorców na tym poziomie centralnym – mówił Koćwin.
Piotr Pancześnik z Kongregacji Przemysłowo – Handlowej powiedział, że przytoczone przykłady mają swoje uzasadnienie, ale zauważa też dużą rolę w przekazie, który zaczął się w gorączce przedwyborczej. – Różni ludzie są podatni na różnego rodzaju wpływy. To jest stara zasada mediów, że jeśli się nic nie dzieje, to to wykreują i ewentualnie znajdziemy problem, bo dociera taki dobitny przekaz i część ludzi może się czuć zdezorientowana. Obawą nie jest wzrost płacy minimalnej, bo on będzie następował ze wzrostem ogólnych płac. Jedyne co może budzić obawy przed dynamiką, bo sama tendencja nie jest niczym nowym – mówił Pancześnik.