- Dla mnie to jest sytuacja bezprecedensowa. Prezydent Opola podpisuje coś, do czego nie miał prawa. Za takie próby tuszowania informacji w wielu krajach europejskich skończyłoby się dymisjami - mówił w Loży Radiowej Zbigniew Kubalańca z klubu radnych PO.
Emocje studził Łukasz Sowada z Klubu Radnych Arkadiusza Wiśniewskiego.
- List intencyjny jest wyrazem pewnej woli, niekoniecznie jego zapisy kończą się sukcesem - utrzymuje Sowada.
- Skoro list intencyjny to nic nie znaczący dokument, to dlaczego został zrealizowany? Nie można się zgodzić, że to był nic nie znaczący zapis. Dlaczego nas pan prezydent nie zapytał o tę sprawę - pytał z kolei Marek Kawa z klubu PiS.
- To jest jedna wielka patologia. Jeśli prezydent chciałby zrobić to transparentnie, to trzeba było negocjować zgodę na partnerstwo publiczno-prywatne. Są cywilizowane już dzisiaj metody. Cały kontekst nie trzyma się cywilizowanych norm - dodawał Kawa.
- Nie wiem, co jest złego w liście intencyjnym i tak każda transakcja jest realizowana oddzielnie. Biznesmen nie będzie chciał oddać cennego terenu za gotówkę. To jest sukces prezydenta, że udało się odzyskać plac przed dworcem - przekonywał Łukasz Sowada.
- Miasto było poniekąd zakładnikiem, bo chciało uzyskać teren. Nie jest to zdrowa sytuacja, dlatego list intencyjny był dobrym rozwiązaniem. Tu jest wszystko przejrzyste. Jeśli pan (przyp. red: Marek Kawa) uważa, że jest niezgodne z prawem, proszę to zgłosić odpowiednim organom - odpowiadał Sowada na zarzuty Kawy.
Radny Zbigniew Kubalańca komentował: Pan prezydent nie ma monopolu nad tym, co się dzieje w Opolu. Pytanie, jakie listy intencyjne są jeszcze w szufladach prezydentów?