Nasz gość przyznał jednak, że w opolskich lasach nie brak tak zwanych gatunków inwazyjnych, na przykład szopa pracza, którego opolskim myśliwym zdarza się od czasu do czasu ustrzelić.
- Te gatunki są niepożądane, tu nie można mówić o jakiejś korzystnej bioróżnorodności - przekonywał Bocianowski. - Obce gatunki są groźne dla naszych gatunków, na przykład norka europejska wyginęła, bo przegrała konkurencję z norką amerykańską.
Nasz gość mówił także o tym, że mimo kilku deszczowych dni w lasach jest spore zagrożenie pożarowe.
- Trawy są po zimie całkiem wysuszone, nawet kilka dni dużych opadów nic nie pomoże, bo wystarczą ze dwa dni i jakiś wiaterek, by ściółka znów była sucha - tłumaczy.
Sytuacji nie poprawia fakt, że po dwóch bardzo suchych latach mamy problemy z wodami gruntowymi. Nawet bardzo odporne sosny nie mają szans na wykształcenie dodatkowych korzeni prowadzących w głąb ziemi i muszą się zadowolić wodami opadowymi. A te nie wystarczą, obumierające drzewa padają ofiarą szkodników wtórnych (przypłaszczka granatka) oraz półpasożyta, jakim jest jemioła. I te drzewa trzeba po prostu wyciąć i usunąć z lasu, co nie ma nic wspólnego z lex Szyszko i jest niezbędnym zabiegiem ratującym resztę lasu.