Nyskie firmy nie chcą dofinansowań z urzędu pracy
- Za każdego zatrudnionego pracodawca może dostać 20 tys. zł, lecz musi to miejsce pracy utrzymać, a to największy problem - mówi Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie. Przedsiębiorcy bardzo ostrożnie podchodzą do zwiększania zatrudnienia. Nasze pieniądze możemy kierować tylko tam, gdzie jest wzrost zatrudnienia i efektywność jest bardzo wysoka. Nie do końca zgadzam się z tym, że powiat nyski musi mieć taką samą efektywność jak np. Gdańsk, czy Wrocław - dodaje Kolbiarz.
Tymczasem nyskie zakłady dopada kryzys i nie chcą zaciągać zobowiązań, którym mogą nie sprostać. - Firmy bardzo ostrożnie podchodzą do tej pomocy, bo wiąże się to ze stałym miejscem pracy, które muszą utrzymać po okresie finansowania z Urzędu Pracy, a kryzys zagląda do nas już bardzo mocno i da się go odczuć - komentuje Kolbiarz.
W konsekwencji 2 mln 200 tys. zł czeka w Nysie na rozdysponowanie, a na chętnych w ministerstwie czeka na rozpatrzenie kolejny finansowy wniosek o dalszą pomoc.
Przeczytaj także: Minister pracy o pomysłach na walkę z bezrobociem
Dorota Kłonowska (oprac. KW)