10. rocznica katastrofy smoleńskiej. "Zaczęły dochodzić okropne wieści"
- Wrażenie robiły puste krzesła, na których harcerze postawili wieńce - wspominała dziś (10.04) rano na naszej antenie Urszula Gawor, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich w Opolu, która 10 kwietnia 2010 roku była w Katyniu. Wraz z innymi uczestnikami obchodów rocznicowych czekała tam na przyjazd delegacji prezydenckiej.
- Potem zaczęły dochodzić okropne wieści. Rozdzwoniły się telefony. Do dziennikarzy, do rodzin zaczęły napływać informacje o śmierci, najpierw, że częściowo zginęły osoby w katastrofie, potem się okazało, że wszyscy zginęli. Zapanowała niesamowita atmosfera smutku i rozpaczy - mówił nasz poranny gość. - Tam było mnóstwo rodzin, które miały swoich bliskich w tym samolocie - dodała.
- Uroczysta msza, która miała się odbyć, zamieniła się w mszę żałobną, a na sztandarach zawieszono czarne wstążki - relacjonowała na naszej antenie prezes Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich w Opolu.
Urszula Gawor, nawiązując do przypadającej dziś (10.04) 80. rocznicy Zbrodni Katyńskiej przyznała, że rany się nie zabliźniają. - Oficjalnie dopiero po 50 latach można było robić jakieś upamiętnienia w kościołach czy gdziekolwiek.
- My nie mamy tutaj cmentarzy, nie mamy grobów bliskich. Nasze właściwie doły śmierci, miejsca pochówku są na terenie całego byłego Związku Sowieckiego. Żeby tam pojechać, to musi minąć następnych kilka lat, żeby odwiedzić, zapalić znicz i złożyć kwiaty na tym miejscu - stwierdziła Urszula Gawor.
Przypomnijmy, dziś mija 10 lat od dnia, w którym samolot z polską delegacją udającą się do Katynia rozbił się tuż przed lądowaniem na lotnisku w Smoleńsku. Dziś przypada także 80. rocznica Zbrodni Katyńskiej.