Stanisława Beera, budując dom na początku lat siedemdziesiątych, natknął się w ziemi na kości.
– Przywiozłem piasek, żwir. Musiałem też wykopać dół na wapno. Kopiąc natknąłem się na kości. Leżały na głębokości 1,6 - 1,7 metra.
Jak opowiadał, początkowo myślał, że to kości bydlęce. Później doszedł jednak do wniosku, że to ludzkie szczątki.
Wówczas nikt się znaleziskiem nie zainteresował. Po latach poszukiwaczom z IPN nie udało się natknąć na masowy grób. Nie da się wykluczyć, że Stanisław Beer wszystkie kości wywiózł gdzieś na pola. Dziś na ich odnalezienie nie ma już szans.
Foto: Marta Szewerda