Zrzucam się na urzędnika
3 617 złotych. Czyli blisko jedną trzecią mniej.
Czy ktoś spróbuje mi wytłumaczyć, na przykład pisząc do mnie wyjaśnienie na Facebooka, jak to jest, że w rzekomo kapitalistycznej, wolnorynkowej i opartej na prywatnej inicjatywie polskiej gospodarce średnia krajowa zarobków w sektorze publicznym jest dużo, dużo wyższa niż w prywatnym?
Na państwowym dostaje się średnio 4 627 złotych brutto. W sektorze prywatnym
3 617 złotych. Czyli blisko jedną trzecią mniej.
Co więcej, tendencja jest taka, że na państwowym pensje rosną, na prywatnym zaś maleją. Czy ktoś mi to sensownie wyjaśni?
Nasze pensje, piszę to w imieniu wielomilionowej rzeszy zasuwających na swoim, są niższe niż pensje urzędników, których to urzędników jest na dodatek coraz to więcej i więcej. A czterech Polaków pracujących na prywatnym zrzuca się na jednego Polaka pracującego na państwowym. No, chyba że jest to Polak pracujący w Elwarze, wtedy musi się zna niego rzucać osiemnastu Polaków od prywaciarza.
Mam przy okazji takie pytanie: czy ja mogę sobie wybrać urzędnika, na którego idzie moja część tej ściepy? Może by mi państwo dało choć taki wybór?
Jak grupa, która produkuje dobra, świadczy usługi, wypracowuje produkt krajowy brutto może zarabiać mniej od tego, który tylko ten produkt konsumuje? Jak nazwać taki ustrój? Feudalizmem państwowo-partyjnym? Bo przecież chyba nie kapitalizmem?
I jak się to ma do świadomości edukacyjnej młodych Polaków? Innymi słowy, kim wobec takich dysproporcji zarobkowych woli dziś zostać młody Polak? Rzutkim inżynierem, który będzie się realizował w prywatnej firmie czy starszym referentem w urzędzie marszałkowskim, który codziennie próbuje wzrokiem pogonić ścienny zegar, żeby wreszcie pokazał piętnastą, czy o której tam wychodzi się teraz z roboty?
Albo jeszcze innymi słowy: co dziś bardziej się opłaca? Zostać Wokulskim czy ubrać zarękawki i iść na urząd do cara?
No, zawsze jeszcze można się zakochać w jakiejś współczesnej Izabeli Łęckiej, której ojciec jest baronem, tyle że partyjnym. Wtedy o wysokość naszej pensji zatroszczy się już teść.