Na otwarcie Euro
Tym, którzy słuchają moich felietonów, może się czasem wydać, że bywają one zadziorne, krytyczne, ba, może nawet odważne.
Otóż.... guzik prawda!
Ja jestem straszny tchórz. Cykor. Zajęcze serce. Strachajło, bojaźliwiec, płoszaj...
Dlaczego?
Bo mimo całego mego osobistego znudzenia, a nawet zbrzydzenia tematyką Euro 2012...
... mimo całego mego dystansu do futbolu, który zwłaszcza w Polsce jest marny i podgniwa korupcją, hucpą, nadęciem...
... mimo estetycznych drgawek, jakich dostaję na widok tych obciachowych kibicowskich cylindrów, husarskich skrzydeł, wdzianek i malowanych twarzy...
... mimo żalu, że całe te mistrzostwa nie przyniosły nam jednak oczekiwanego i obiecywanego skoku cywilizacyjnego...
... mimo świadomości, że odbywają się one w znacznej mierze według staropolskiej zasady „postaw się, a zastaw się”, o czym świadczą raporty na temat kosmicznego zadłużania się miast-gospodarzy...
... mimo mej nienawiści do bizantyjskiej rodziny działaczy UEFA, którzy poczynają tu sobie niczym Armia Radziecka za Jaruzelskiego, bo nawet pasy na ulicach muszą mieć osobne...
... mimo szoku reklamowego, kiedy to – ja nie żartuję!!! - nawet konserwy z żarciem dla psa opatrzone muszą być wizerunkiem piłki i bramki...
... no więc mimo tych wszystkich moich osobistych oporów, dystansu i całej niechęci - akurat dziś, w dniu meczu otwarcia, NIE MAM ŚMIAŁOŚCI powiedzieć coś złego na temat piłki nożnej, zwłaszcza polskiej. Po prostu... wymiękam.
I tak rozmiękczony, okręcam szyję biało-czerwonym szalem i swoim głosikiem tchórza, skanduję:
Polska, biało-czerwoni.... Polska biało-czerwoni...
Posłuchaj felietonu: