Partia jak wielkie biuro pośrednictwa pracy
Sycąc zapewne nasze narodowe kompleksy, bo jak coś o Polakach napisze obca gazeta, to jakby nam sam pan Bóg wychylił się z nieba.
Owszem, expose było konkretne, ale dużo konkretniejsze zdanie wypowiedział Donald Tusk dzień wcześniej, gdy przedstawił on Polakom swój nowy gabinet. Brzmiało ono: „rząd fachowców to jest mit”. Mało kto zwrócił na nie uwagę, a przecież wielce ono znamienne. I brzemienne.
Krytycy premierowego expose skarżyli się, że nic w nim nie było dla młodzieży. Nie było, bo wszystko, co Donald Tusk ma do powiedzenia młodym, zawarł już w tym właśnie zdaniu: „rząd fachowców to jest mit”. To ono powinno stać się przesłaniem młodego Polaka, to ono jest jego drogowskazem w karierze, pracy, życiu.
Cóż bowiem oznacza w praktyce? Po rozszyfrowaniu mniej więcej tyle:
„Choćbyś się młody Polaku nie wiadomo jak wyedukował, przygotował, napakował ambicją, wiedzą i oddaniem, to bez partyjnego wsparcia kariery nie zrobisz. Twoja fachowość to jest mit, więc nikt cię poważnie traktować nie będzie. Bo fachowiec dopiero wtedy się nim staje, gdy ma za sobą partyjne wsparcie”.
Oczywiście, Donald Tusk nie powiedział tego cynicznie i z premedytacją, to wyszło z niego niechcący, ot, takie tam sobie chlapnięcie. Przypadkowe potwierdzenie tego, co i tak wszyscy w Polsce wiedzą od 1989 roku: że w nad Wisłą bez politycznego poparcia karierę robi się tylko w niektórych dziedzinach i tylko do pewnego stopnia. Bo wyżej już tylko szklany sufit. Ze szkła zbrojonego siatką politycznych układów.
Co zatem w tym oburzającego? A to mianowicie, że rząd Tuska już cztery lata temu nazywał sam siebie rządem przełomu. I co? I nic. Platforma - żeby zacytować niegdysiejszego jej prominenta Pawła Piskorskiego - spojona wyznaczonym wrogiem zewnętrznym, stała się po prostu partią rad nadzorczych i stanowisk, jednym wielkim biurem pośrednictwa pracy.