Co z tym orłem?
Na znak protestu przeciwko zdjęciu godła narodowego z koszulek piłkarzy, kibice po prostu nie przyszli na mecz Polska - Węgry. Na stadion, który może pomieścić 40 tysięcy widzów, wybrało się ich zaledwie pięć tysięcy, przy czym tak bardzo się rozproszyli po trybunach, że w telewizji sprawiały one wrażenie pustych.
Gdy dowiedziałem się, że zamiast orła białego, na piersiach piłkarzy znajdą się loga firmy Nike i PZPN, zaproponowałem, aby doszyć na nich logo grzebienia? Takiego wielkiego fryzjerskiego grzebienia - na cześć słynnego „Fryzjera”, co to znad golonki i pół litra kręcił całym polskim futbolem przez telefon komórkowy.
Chciałem też napisać do prezesa Laty, że skoro ten orzeł to taka wstydliwa sprawa, to może przyszyjmy go zawodnikom pod pachą. Byłoby go widać tylko wtedy, gdy strzeliwszy gola, unosiliby w radości ramiona. Czyli raczej rzadko.
Ludzi pytali: co z tym orłem? Dlaczego ma zniknąć? Oczywiście gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Orzeł musiał uskoczyć przed kasą niczym uliczny żebrak przed błotem lecącym spod kół mercedesa.
No ale jak słychać, prezes Lato ustąpił jednak pod naporem krytyki i orzełek jednak na stroje piłkarzy wróci. Tyle, że już najpewniej nie na piersi, ale na spodenki. Mhm... Skomentuję to tak:
Choć stronię od egzaltacji, przyznam, że było coś wzniosłego w chwilach, gdy polscy piłkarze, podśpiewując pod nosem Mazurka Dąbrowskiego, kładli na orle prawe dłonie. Jak to będzie wyglądało teraz? Trochę chyba nieprzystojnie. Bo proszę sobie to wyobrazić. Oto stadion wybucha pospólnym „Jeszcze Polska nie zginęła...” a dłoń piłkarza wędruje w rejony - za przeproszeniem - ... krocza.