Nie dziś, moja droga...
W powyborczy poniedziałek 21 postulatów dla nowego rządu ogłosił na swych łamach tygodnik „Wprost”. Ich autorami byli celebryci, ale ci z wyższej intelektualnej półki. Zamiast Dody – ksiądz Boniecki z ziejącego postępem „Tygodnika Powszechnego”. Zamiast Joli Rutowicz z pazurami z fioletu, drapieżna pisarka Gretkowska. Zamiast szołmena Majewskiego z teatru PKO BP – stateczny Marek Kondrat grający na deskach ING Bank Śląski. W ogóle aktorów było sporo, bo wiadomo, że dziś największymi myślicielami narodu polskiego są komedianci właśnie.
Pośród tego zbiorowego „łubu-dubu, łubu-dubu” na dwadzieścia jeden głosów, odprawionego pod batutą Tomasza Lisa na cześć zwycięzców, znalazł się też - i to na pierwszym miejscu - postulat pisarza Janusza Głowackiego.
Otóż sławny pisarz życzy sobie „mniej Kościoła w polityce, mniej polityki w Kościele i żeby jedno i drugie nie pakowało się do jego łóżka”.
Zgrabnie powiedziane, ale czy prawdziwe? Już widzę oczyma wyobraźni ten ścisk pod satynową kołdrą warszawsko-nowojorskiego playboya, za jakiego chce uchodzić Głowacki. Z jednej strony ksiądz proboszcz, z drugiej Jarosław Kaczyński na zmianę ze Zbigniewem Ziobro, a pośrodku ON – uciemiężony seksualnie pisarz i sumienie uciskanego przez kler narodu. Z rączkami obowiązkowo na kołdrze.
Nagle dzwonek do drzwi, za drzwiami wielbicielka talentu, ciepła i uległa. A pisarz do niej szeptem: nie dziś, moja droga. Sama zobacz, kto mi wlazł do łóżka. Na dodatek z buciorami. Na szczęście to się zmieni, bo nasi wygrali wybory.
Mhm... Trzeba mieć w sobie naprawdę dużo wyrafinowanej nonszalancji lub zwyczajnej naiwności, aby głosić tak operetkową i zafałszowaną wizję współczesnej Polski. Kościół w polityce? Kościół w łóżku obywatela? To były poglądy chwytliwe może wtedy, gdy Paweł Kukiz śpiewał o zbliżającym się ZCHN-ie, dziś pasują one co najwyżej do lewicującej studentki gender studies, a i tak raczej tej mądrej inaczej.
Posłuchaj felietonu: