Oszańca obala stereotypy na temat polskiej wsi: jest politykiem PSL (i rzecznikiem tej partii w regionie), mieszka z małej Krzyżowej Dolinie w gminie Ozimek, ale utrzymuje się z wykorzystania utranowoczesnych technologii. Na pomysł wykorzystania dronów w rolnictwie wpadł, gdy pracował w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Dziś posiada trzy różne drony, z których największy ma metrową rozpiętość skrzydeł. Nie mogą być wielkie i ciężki, bo dostępne baterie (nie mówimy o technologiach wojskowych, tam drony wiszą w powietrzu tygodniami) pozwalają na 25 minut lotu.
- Do czego można wykorzystać drona? Do wszystkiego, ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia - twierdzi Oszańca.
Przykłady? Rolnik może zamówić drona, żeby za pomocą specjalnej kamery zbadał, w jakim stanie są jego uprawy i jakich nawozów potrzebują. Taką informacje wprowadza się potem do samobieżnego traktora, który na jej podstawie odpowiednio dawkuje nawozy. Wydatki na nawozy są mniejsze, plony wyższe. Dron może też zbadać szkody łowieckie, może ustalić, które drzewa w lesie uschły i należy je ściąć (z większą precyzją niż leśnik), może też zbadać stan wałów przeciwpowodziowych (jeśli wykaże jakiś odcinek z większą zawartością chlorofilu, oznacza to, że w tym miejscu wał jest podmokły).
Oszańca zwraca jednak uwagę na to, że przy użyciu dronów obowiązują przepisy prawa lotniczego. A za ich złamanie grozi do 5 lat więzienia. Przykładowo nie można dronami latać nad Szumiradem (jest tam mocno tajna jednostka wojskowa) a teren zamknięty dla lotów zaczyna się już przy wieży ciśnień w Ozimku.
- O tych przepisach powinni pamiętać rodzice, którzy swoim pociechom drony na komunię czy urodziny. Tu nie ma żartów - dodaje nasz gość.