Iszczuk, sam absolwent "dwójki", był już kiedyś radnym z ramienia Unii Wolności, pełnił też funkcję kuratora oświaty. W tych wyborach zdecydował się na start z ramienia komitetu prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego.
- Zamierzam pracować w komisji oświaty i popatrzeć na edukację w Opolu z perspektywy samorządu, który jest organem prowadzącym szkoły - mówił w Loży Radiowej. - Szkoły w Opolu mają bardzo wysoki poziom, znakomitych nauczycieli i świetną kadrę zarządzającą, ale zawsze są drobne sprawy, które można poprawić. Na przykład w sferze wyposażenia szkół w sprzęt.
Kolejny temat to bursy dla tych uczniów, którzy do Opola dojeżdżają - w przypadku szkół zawodowych i technicznych nawet 70 procent to uczniowie, którzy nie mieszkają w stolicy województwa. Oczywiście większość pochodzi z podopolskich gmin i po prostu na zajęcia codziennie dojeżdża, ale w przypadku "dwójki", której renoma przyciąga młodzież z całego województwa, w grę wchodzą także uczniowie z Głubczyc czy Namysłowa, którzy po prostu muszą korzystać z bursy.
Naszego gościa zapytaliśmy o najtrudniejszy moment kariery dyrektorskiej. Iszczuk przypomniał historię absolwentów, którzy dość niefortunnie postanowili podarować szkole koziołka. Dyrekcja szybko znalazła mu miejsce w jakimś gospodarstwie rolnym, ale w sieci pojawiło się zdjęcie wystraszonego zwierzaka, które ktoś ciągnie przez szkolny dziedziniec. Oburzyło to ekologów.
- Pocieszające było to, że gdy mówiono o tym w Teleexpressie, to stwierdzono, że zdarzyło się to w jednym z najlepszych liceów w kraju - wspomina Iszczuk.