- Jestem w Radomiu, moim rodzinnym mieście, gdzie zastała mnie pandemia, gdzie jestem uziemiony, bo odwołane są wszystkie loty. A przecież od dwóch tygodni powinienem być w Tomsku, wśród moich parafian. Mieszkam teraz u moich współbraci jezuitów i codziennie chodzę do moich rodziców staruszków, którzy są już bardzo zniedołężniali i potrzebują stałej opieki – wyjaśniał jezuita.
- Będąc tu, u siebie przecież, bardzo przeżywam i bardzo tęsknię za moim Tomskiem, za moimi parafianami, za tym wszystkim co tam teraz. Dziękować Bogu, że są te wszystkie komunikatory, że są sieci społecznościowe, że można podtrzymywać kontakt – dodał proboszcz parafii pw. Matki Bożej Różańca Świętego w syberyjskim Tomsku.
- Gdy tylko prezydent Putin wydał rozporządzenie, dając wszystkim najpierw tydzień, a później kolejne dwa tygodnie wolnego, żeby zatrzymać pandemię, my od razu powiedzieliśmy w naszej parafii, że nie będzie nabożeństw, Mszy św., żeby nie dawać żadnej okazji do rozprzestrzeniania wirusa. Dostać się do kościoła w Tomsku to nie jest tak, jak w Polsce, że idzie się dwie ulice dalej lub na drugą stronę ulicy. W Tomsku trzeba przejechać przez całe miasto, w ogromnej większości dla naszych parafian to podróż autobusem, czyli marszrutkami, mocno zatłoczonymi małymi autobusikami – opowiadał jezuita.
- Obecna sytuacja uruchomiła bardzo wiele inicjatyw w parafii. Choćby to, że zmobilizowała nas do zrobienia streamingu i możemy teraz transmitować Msze św., co jest ważne, bo nasza parafia w Tomsku to jest obszar nieco większy od Polski. Ludzie modlą się codziennie różańcem o 21:00 na Skype. Sami parafianie pomyśleli też o tym, by wesprzeć parafię w płaceniu comiesięcznych rachunków – mówił o. Ziółek.