Obawiają się prywatyzacji stadniny
- Mamy zyski, co potwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli - argumentuje Dariusz Świderski, prezes Stadniny Koni w Prudniku.
- Ten rok jest znacznie lepszy od poprzedniego. Kolejny rok będziemy mieli ponad milion złotych zysku. Było dla nas zaskoczeniem, że znaleźliśmy się na liście spółek przeznaczonych do prywatyzacji. Sprzedaż ziemi, którą mamy od Agencji Nieruchomości Rolnych, oznacza koniec naszej hodowli 140 koni oraz 1500 sztuk bydła – powiedział Świderski.
- W Polsce oprócz nas konie rasy małopolskiej hodują jeszcze tylko dwie stadniny - mówi Katarzyna Wiszowaty, głównych hodowca do spraw koni w prudnickiej stadninie. – Przejęliśmy 10 klaczy szlachetnej półkrwi ze zlikwidowanej stadniny Moszna. Przed trzema laty likwidowano stadninę Ochaby. Wówczas przejęliśmy też konie małopolskie, ale tzw. angloarabskie, które są bardzo cenne. Ciąży na nas odpowiedzialność, żeby tego wielopokoleniowego, hodowlanego dorobku nie zmarnować.
Stadnina Koni w Prudniku zatrudnia 95 pracowników i uprawia 2450 hektarów, które należą do ANR. Państwowe stadniny z listy spółek o szczególnym znaczeniu dla gospodarki narodowej prześwietliła Najwyższa Izba Kontroli. Dla każdej z tych firm wyliczono indeks strategiczności oznaczony w przedziale od 1 do 5. Stadnina Koni w Prudniku otrzymała 4,7. Oznacza to, że ma stabilną sytuację ekonomiczną oraz bardzo dobry lub wybitny poziom hodowli. W swoim raporcie NIK wskazuje na krótką żywotność prywatnych stadnin koni: „Program hodowlany trwa tak długo, jak długo trwa zainteresowanie właścicieli, po czym stadnina ulega najczęściej wyprzedaży i w efekcie likwidacji”.
Posłuchaj naszych rozmówców:
Jan Poniatyszyn