Trudna walka z wrakami na ulicach Nysy. "Porzucenie to często sposób na pozbycie się problematycznego auta"
Porzucone samochody stanowią spory problem w Nysie. Niejednokrotnie wraki zajmują potrzebne w mieście miejsca parkingowe, a do tego szpecą krajobraz.
- Za odholowanie płaci gmina. Auto na parkingu strzeżonym jest minimum pół roku. Po tym czasie przechodzi na własność gminy. Fajnie, jak to jest pojazd na chodzie, to gmina jako swoje mienie może to sprzedać. Gdy jest to wrak, gmina znowu musi dopłacić, żeby zutylizować. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało jak instruktaż, natomiast często jest to sposób na pozbycie się niewygodnego auta - dodaje.
Strażnicy zapewniają, że zanim auto trafi na lawetę, podejmowane są próby odnalezienia właściciela i nakłonienia go do uporządkowania zajmowanego przez nie miejsca. To jednak często bywa utrudnione. W działaniach tych nie pomagały także niektóre obostrzenia związane z koronawirusem.
- Często właściciel znajduje się dopiero po trzecim, czwartym liście, dlatego że ludzie sprzedają auta, nie rejestrując i nie wyrejestrowując. Mamy tego świadomość, że ludzie powyjeżdżali do pracy za granicę i nie mogli wrócić. Teraz przy zelżeniu tych obwarowań jesteśmy bezwzględni - wskazuje komendant.
Decyzje o odholowaniu wraków zapadają nierzadko po interwencji ze strony mieszkańców, którzy skarżą się na związane z tym uciążliwości. - Zajmuje się miejsce i ktoś inny nie ma gdzie zaparkować - mówi pani Genowefa. - W pewnych sytuacjach nawet może to stwarzać zagrożenie. Takie auto może być niewidoczne, wystające - zauważa pan Janusz. - U nas na osiedlu stoi auto z kartką do sprzedaży, wnet będzie rok. Blokuje miejsce parkingowe - wskazuje pani Jolanta.
Dodajmy, że walkę z wrakami ograniczają także przepisy, które zezwalają na ich odholowywanie jedynie z określonych miejsc. To między innymi drogi publiczne, strefy zamieszkania czy strefy ruchu.