Wojewoda odwołał decyzję starosty o pozwoleniu na budowę. Chodzi o maszt telekomunikacyjny
Spór wokół planowanej budowy stacji bazowej telefonii komórkowej w Zdzieszowicach. Maszt o wysokości ponad 40 metrów miał stanąć w pobliżu ulicy Myśliwca.
Inwestor wystąpił w połowie kwietnia do starostwa z wnioskiem o pozwolenie na budowę. Urzędnicy wydali zgodę, co oprotestowali mieszkańcy, zaniepokojeni szkodliwym wpływem takiego przekaźnika na zdrowie. Zwrócili się więc o pomoc do wojewody, który odwołał w całości decyzję starostwa.
- Pan wojewoda zarzuca staroście, że sposób prowadzenia postępowania nie był szczegółowy - mówi Brygida Labisz, mieszkanka zaangażowana w sprawę. - Nie było też zgodności z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego oraz oceny oddziaływania stacji bazowej na środowisko. Z całego serca chciałam podziękować panu wojewodzie. Widzimy, że on ma na uwadze dobro ludzi i ich zdrowie, a nie tak jak pan starosta, który liczy się z czymś innym, ale na pewno nie ze zdrowiem mieszkańców.
Leonard Labisz, mający działkę w bezpośrednim sąsiedztwie planowanego masztu, mówi o szkodliwości długiego oddziaływania podobnych instalacji. - Od kilku lat mieszkam 100-150 metrów od takiej stacji, którą zainstalowano na jednym z blokowisk. Dowiaduję się, że nawet mam problemy z tarczycą, boli mnie głowa, a do tego dochodzi ogólne zmęczenie. Wiem na pewno, że to wpływa negatywnie na nasze zdrowie.
Katarzyna Gondek-Jaśkowska, dyrektor Wydziału Budownictwa i Środowiska w krapkowickim starostwie, odpowiada, że starostwo nie mogło odmówić zgody.
- Od samego początku liczyliśmy na to, że mieszkańcy odwołają się od decyzji, która musiała zostać wydana. Trzeba odnieść się dokładnie do dokumentów przedłożonych staroście. Ujęto w nich lokalizację masztu i przewidywany zasięg oddziaływania przy zamontowaniu anten na maszcie. Niestety inwestor wskazał lokalizację taką, a nie inną. Starosta nie ma na to wpływu.
Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. Pracownicy starostwa muszą jeszcze raz przeanalizować punkty wskazane przez wojewodę, a chodzi między innymi o brak decyzji środowiskowej.
- Pan wojewoda zarzuca staroście, że sposób prowadzenia postępowania nie był szczegółowy - mówi Brygida Labisz, mieszkanka zaangażowana w sprawę. - Nie było też zgodności z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego oraz oceny oddziaływania stacji bazowej na środowisko. Z całego serca chciałam podziękować panu wojewodzie. Widzimy, że on ma na uwadze dobro ludzi i ich zdrowie, a nie tak jak pan starosta, który liczy się z czymś innym, ale na pewno nie ze zdrowiem mieszkańców.
Leonard Labisz, mający działkę w bezpośrednim sąsiedztwie planowanego masztu, mówi o szkodliwości długiego oddziaływania podobnych instalacji. - Od kilku lat mieszkam 100-150 metrów od takiej stacji, którą zainstalowano na jednym z blokowisk. Dowiaduję się, że nawet mam problemy z tarczycą, boli mnie głowa, a do tego dochodzi ogólne zmęczenie. Wiem na pewno, że to wpływa negatywnie na nasze zdrowie.
Katarzyna Gondek-Jaśkowska, dyrektor Wydziału Budownictwa i Środowiska w krapkowickim starostwie, odpowiada, że starostwo nie mogło odmówić zgody.
- Od samego początku liczyliśmy na to, że mieszkańcy odwołają się od decyzji, która musiała zostać wydana. Trzeba odnieść się dokładnie do dokumentów przedłożonych staroście. Ujęto w nich lokalizację masztu i przewidywany zasięg oddziaływania przy zamontowaniu anten na maszcie. Niestety inwestor wskazał lokalizację taką, a nie inną. Starosta nie ma na to wpływu.
Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. Pracownicy starostwa muszą jeszcze raz przeanalizować punkty wskazane przez wojewodę, a chodzi między innymi o brak decyzji środowiskowej.