Kto jest opolskim "Misiewiczem"? Politycy o obsadzaniu stanowisk własnymi ludźmi
Lista tak zwanych opolskich Misiewiczów była tematem Niedzielnej Loży Radiowej. Kilka dni temu politycy Nowoczesnej opublikowali listę dwudziestu osób, które miały zrobić w ostatnim czasie karierę dzięki powiązaniom z Prawem i Sprawiedliwością. Zapytaliśmy opolskich polityków o zdanie w tej sprawie.
Witold Zembaczyński, lider opolskiej .N, uważa, że tysiące młodych zdolnych Polaków nie może liczyć na taką posadę tylko dlatego, że nie utożsamiają się z PiS-em.
- Jest też druga sprawa: w jaki sposób te spółki mają być efektywne? Przecież każdy rozpoczynający tam pracę wie, że przyszedł z konkretnego rozdania politycznego, a ono skończy się za chwilę. W takim razie po co ma się wychylać? Po co ma być skuteczny i dążyć do wzmocnienia spółki? – pyta.
Arkadiusz Szymański, polityk PiS, ocenia listę "opolskich Misiewiczów" jako kuriozalną, bo jego zdaniem, Zembaczyński zrobił karierę na nazwisku ojca.
- Powiem z lekką złośliwością: polityk będący połączeniem "Misiewicza" i kariery Nikodema Dyzmy ocenia inne osoby – często bardzo merytoryczne – że zrobiły karierę z racji przynależności do Prawa i Sprawiedliwości. Szkoda, że pan poseł nie zaczął od siebie – chyba zapomniał się na niej umieścić – dodaje.
- Jestem zaskoczony, że w ciągu dziesięciu miesięcy PiS tak bardzo zużył się moralnie - dodaje Ryszard Wilczyński, poseł Platformy Obywatelskiej.
- Po pokazaniu całej góry lodowej pod Misiewiczem w zasadzie tracicie prawo do pouczania kogokolwiek, do mówienia o jakiejś etyce i dobrej zmianie. To nie jest dobra zmiana – ona jest dojna i pazerna – zaznacza.
Zdaniem Ryszarda Galli, posła Mniejszości Niemieckiej, młodzi ludzie mają szansę na dobre stanowisko, jeśli pod uwagę będą brane kwalifikacje.
- Młody może mieć mniejsze doświadczenie, ale z czasem zdobędzie je. Dla mnie jest nie do pomyślenia, żeby wprowadzać ludzi na różne funkcje, zmieniając nawet statut czy regulamin funkcjonowania danej jednostki.
Według Dariusza Urbasia z Ruchu Kukiz'15, problem dotyczy wszystkich poprzednich rządów, a zmienia się jedynie skala zjawiska.
- W Polsce jest zbyt dużo miejsc do rozdysponowania, ale mamy też problem systemowy. Ludzie wymagają od polityków załatwiania posad. Jesteśmy zdeprawowani przez działalność polityczną, a politycy są wybierani spośród osób wymagających korzyści - podkreśla.
Kamil Goździk, polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego mówi, że PSL również obsadzało intratne stanowiska własnymi ludźmi, ale ci mieli kwalifikacje, w przeciwieństwie do ruchów PiS.
- Jest też druga sprawa: w jaki sposób te spółki mają być efektywne? Przecież każdy rozpoczynający tam pracę wie, że przyszedł z konkretnego rozdania politycznego, a ono skończy się za chwilę. W takim razie po co ma się wychylać? Po co ma być skuteczny i dążyć do wzmocnienia spółki? – pyta.
Arkadiusz Szymański, polityk PiS, ocenia listę "opolskich Misiewiczów" jako kuriozalną, bo jego zdaniem, Zembaczyński zrobił karierę na nazwisku ojca.
- Powiem z lekką złośliwością: polityk będący połączeniem "Misiewicza" i kariery Nikodema Dyzmy ocenia inne osoby – często bardzo merytoryczne – że zrobiły karierę z racji przynależności do Prawa i Sprawiedliwości. Szkoda, że pan poseł nie zaczął od siebie – chyba zapomniał się na niej umieścić – dodaje.
- Jestem zaskoczony, że w ciągu dziesięciu miesięcy PiS tak bardzo zużył się moralnie - dodaje Ryszard Wilczyński, poseł Platformy Obywatelskiej.
- Po pokazaniu całej góry lodowej pod Misiewiczem w zasadzie tracicie prawo do pouczania kogokolwiek, do mówienia o jakiejś etyce i dobrej zmianie. To nie jest dobra zmiana – ona jest dojna i pazerna – zaznacza.
Zdaniem Ryszarda Galli, posła Mniejszości Niemieckiej, młodzi ludzie mają szansę na dobre stanowisko, jeśli pod uwagę będą brane kwalifikacje.
- Młody może mieć mniejsze doświadczenie, ale z czasem zdobędzie je. Dla mnie jest nie do pomyślenia, żeby wprowadzać ludzi na różne funkcje, zmieniając nawet statut czy regulamin funkcjonowania danej jednostki.
Według Dariusza Urbasia z Ruchu Kukiz'15, problem dotyczy wszystkich poprzednich rządów, a zmienia się jedynie skala zjawiska.
- W Polsce jest zbyt dużo miejsc do rozdysponowania, ale mamy też problem systemowy. Ludzie wymagają od polityków załatwiania posad. Jesteśmy zdeprawowani przez działalność polityczną, a politycy są wybierani spośród osób wymagających korzyści - podkreśla.
Kamil Goździk, polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego mówi, że PSL również obsadzało intratne stanowiska własnymi ludźmi, ale ci mieli kwalifikacje, w przeciwieństwie do ruchów PiS.