Czy Specjalna Strefa Demograficzna ma jeszcze szanse na realizację? Opolscy politycy podzieleni
Specjalna Strefa Demograficzna miała być opolskim lekiem na wyludnianie się regionu. Pojawiły się ambitne pomysły opracowane przez Centrum im. Adama Smitha, ale do dziś nie ma na horyzoncie planowanej opolskiej umowy o pracę, niższych stawek podatkowych czy bonu w wysokości 1600 złotych na dziecko. Goście Niedzielnej Loży Radiowej ocenili SSD z perspektywy kilku lat.
- Celem strefy miało być zatrzymanie młodych ludzi na Opolszczyźnie, ale czy chcemy zrobić to dzięki gadaniu lub programowi lansującemu kilka haseł? Nie robi się tyle, ile powinno się wykonywać, konkretnych działań w celu zatrzymania tutaj ludzi - ocenia.
Zdaniem Sławomira Kłosowskiego, europosła Prawa i Sprawiedliwości, nie ma złudzeń, że specjalna strefa jest jedynie teorią.
- Dość mówienia o strefie, weźcie się do roboty albo przyznajcie: "nie daliśmy rady". Możecie też powiedzieć, że minęły wybory, więc hasło Specjalnej Strefy Demograficznej zostanie rozbudzone za kilka lat przed następnymi wyborami - ironizuje polityk PiS.
Grzegorz Sawicki, wicemarszałek regionu z Polskiego Stronnictwa Ludowego, zapewnia jednak, że SSD zacznie działać, bo są przeznaczone pieniądze na ten cel.
- Zakładaliśmy, że nawet realizacja części tych założeń będzie sukcesem. Demografia to nie jest proces rozłożony na pierwsze dwa lata, dlatego oceńmy program za kilka lat - na razie minęło zbyt mało czasu - mówi Sawicki.
Poseł Leszek Korzeniowski, opolski lider Platformy Obywatelskiej, pozytywnie ocenia efekty tego projektu.
- Ten pomysł nie spełzł na niczym, a dla mieszkańców Opolszczyzny był bardzo istotny. Spowodował, że jesteśmy widziani w Polsce zupełnie inaczej, pomógł nam także wypracować kolejne miejsca pracy poprzez stworzenie nowych stref ekonomicznych - przekonuje Korzeniowski.
- Dokument strategiczny ma to do siebie, że skupia się na konkretnym obszarze, a SSD ma odniesienie w Regionalnym Programie Operacyjnym - przekonuje z kolei Łukasz Dymek z .Nowoczesnej. - Gdyby ktoś bardzo precyzyjnie przejrzał zapisy RPO i zastanowił się nad nimi, znalazłby te elementy. Być może nazywa się to inaczej, być może akcenty są położone gdzieś indziej, ale jest wyraźne odniesienie - twierdzi.
Józef Kotyś z Mniejszości Niemieckiej podkreśla, że jako radny sejmiku nie był entuzjastą opracowywanego przed laty programu. - Niektóre pomysły były nierealne, ale to jednak pionierski program, który pomógł nam w wynegocjowaniu dodatkowych pieniędzy - twierdzi.