Jak politycy poradzą sobie z limitami na kampanię?
Ryszard Galla z Mniejszości Niemieckiej przekonywał, że jego komitet w każdych wyborach ponosi najmniejsze wydatki.
- My nie mamy żadnych zewnętrznych źródeł wsparcia. Kandydaci bardzo ostrożnie podchodzą do wydatkowania pieniędzy. Poza tym wybory w okręgach jednomandatowych, moim zdaniem, będą się kierowały znanymi nazwiskami. Nie będzie trzeba walczyć o wyborców poprzez dostarczanie ulotek - mówi.
Andrzej Butra z Polskiego Stronnictwa Ludowego zapewniał, że wszyscy kandydaci będą musieli sami zadbać o sukces swojej kampanii.
- Nie mamy żadnych zaskórniaków. Ograniczymy liczbę plakatów, bo ważniejsze są spotkania z wyborcami - zapowiada.
- Im większy komitet, tym większe możliwości, ale nie można się skupiać na kampanii plakatowej. To jest od wielu lat pożywka dla żądnych walki młodych działaczy, którzy jeżdżą i zaklejają się nawzajem. Efekt tego wszystkiego jest co najmniej kontrowersyjny - przyznaje Szymon Ogłaza z Platformy Obywatelskiej.
Jarosław Pilc z Twojego Ruchu uważa, że wydawanie kilkudziesięciu tysięcy złotych na billboardy jest rozwiązaniem niestosownym. Polityk mówił o Nysie jako mieście, gdzie, jego zdaniem, dobrze rozwiązano kwestię plakatów wyborczych.
- Gmina, burmistrz i wójtowie mają obowiązek udostępnienia miejsc, gdzie można wywieszać swoje plakaty. Odpowiada za to Nyski Dom Kultury. Dostarcza się konkretną liczbę i nie ma problemu zaśmiecania - wyjaśnia.
- W Polsce prowadzi się wojnę na billboardy i spoty. Kampania bezpośrednia jest dobrym rozwiązaniem, ale tylko w sytuacji małych okręgów wyborczych. Trudno oczekiwać rozwiązań tego rodzaju w przypadku wyborów do sejmiku, gdzie okręg składa się z trzech powiatów. Wtedy jest zbyt mało czasu na takie działania - przekonywała Małgorzata Wilkos z Solidarnej Polski.
Arkadiusz Szymański z PiS informował, że w jesiennych wyborach Prawo i Sprawiedliwość będzie reprezentowane przez ponad 1000 kandydatów, w związku z czym komitet zamierza zatrudnić osoby nadzorujące wydatki.
- My na pewno nie przekroczymy limitów, bo mamy dwa stopnie weryfikacji kosztów. Oprócz naszego lokalnego szczebla, będzie nas pilnować centrala w Warszawie - dodaje.
Zdaniem Tomasza Garbowskiego z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nie ma ryzyka, że duże komitety przekroczą limity narzucone przez PKW. - Wybory samorządowe są najbliższe mieszkańcom. Warto podkreślić, że nareszcie podwyższono ryczałty dla członków komisji wyborczych - zauważa.
Posłuchaj wypowiedzi naszych rozmówców:
Witold Wośtak