Rozmowę z naszym gościem rozpoczęliśmy od pytania, czy czuje się osobiście zagrożony, czytając wpisy na portalach społecznościowych. O takim poczuciu zagrożenia mówił w naszym programie Tomasz Gabor, były sołtys Brzezia.
- Macie panowie na myśli wpis, w którym ktoś sugeruje, że trzeba mi poderżnąć gardło jak burmistrzowi Dieterowi Przewdzingowi? Pozwólcie, że nie będę tego komentował - stwierdził Wiśniewski.
Nasz gość podtrzymał tezę, że próba odebrania prezydentowi Opola funkcji przewodniczącego Aglomeracji Opolskiej może doprowadzić do zablokowania unijnych środków, nie tylko tych dla aglomeracji, ale całego Regionalnego Programu Operacyjnego Opolszczyzny.
- Unijne środki wydaje się według ściśle określonych zasad. Jeśli mamy taką konstrukcję łączącą Komisję Europejską, rząd Polski, władze regionu i aglomerację, a ktoś wyjmuje z samego dna cegiełkę, to ta konstrukcja się wali - stwierdził Wiśniewski, dodając, że po świętach jedzie w tej sprawie do ministerstwa rozwoju regionalnego.
Prezydent Opola stwierdził też, że nie odpuści sprawy przywództwa w Aglomeracji Opolskiej, bo musi zadbać o to, by interes Opola był w stowarzyszeniu odpowiednio reprezentowany. W tej chwili, podkreśla, 120-tysięczne Opole ma takie samo prawo głosu jak kilkutysięczna gmina. Wiśniewski twierdzi też, że w jego przekonaniu za protestami i działaniami członków aglomeracji stroi grupa osób związanych z Mniejszością Niemiecką, która nagle zaczęła na każdym kroku komentować to, co robią władze Opola.
- Powołują się na ustawę o mniejszościach, która mówi, że nie należy dokonywać zmian terytorialnych mających na celu zmianę odsetka członków mniejszości zamieszkujących dany teren. To jakiś absurd, moim celem jest wzmocnienie Opola, to nie ma nic wspólnego z Mniejszością Niemiecką - przekonuje prezydent Opola.