Prezydent przypomniał, że Ochotnica jest nazywana przez mieszkańców "wolną republiką ochotnicką". Zaznaczył, że Niemcy nazywali ją "bandycką wsią". "Może trochę z pogardy, ale w istocie też i ze strachu, bo bali się tutaj przebywać i bali się przyjeżdżać. Bali się jechać tam w górę, gdzie dzisiaj jest Górna Ochotnica, bo to była dla nich ziemia, na której postawienie nogi przez Niemca oznaczało śmierć" - powiedział Andrzej Duda.
Zwrócił uwagę, że nie byłoby w tym miejscu oddziałów partyzanckich, gdyby "nie mieszkańcy tej ziemi, gdyby nie górale, dla których wolność i ojczyzna były silniejsze i cenniejsze niż strach przed niemieckim okupantem". Dlatego - jak mówił - mieszkańcy wspierali partyzantów i "dlatego te oddziały mogły tutaj być, mogły tutaj istnieć, bo nikt na nich nie donosił i cały czas od mieszkańców otrzymywali pomoc".
Prezydent podkreślił, iż rzeczywiście "to była wolna republika ochotnicka", bo "oni tego chcieli". "I to dla mnie jako Prezydenta Rzeczypospolitej jest najważniejsze i to jest dla mnie największym powodem do dumy, że oprócz tego, co wycierpieli tutaj mieszkańcy Ochotnicy, Podhala i całego regionu, w istocie nigdy się nie poddali i zawsze niezłomnie trwali przy swoim - przy wolności i przy ojczyźnie" - powiedział Duda.
Andrzej Duda wziął udział w uroczystym apelu przy Pomniku ofiar "Krwawej Wigilii", a następnie złożył wieniec przed zbiorową mogiłą ofiar na miejscowym cmentarzu. Później udał się do kościoła pw. Znalezienia Krzyża Świętego na mszę w intencji osób zamordowanych 80 lat temu w Ochotnicy.
Podczas uroczystości dowódca 2. Korpusu Polskiego-Dowódca Komponentu Lądowego generał broni Adam Joks odczytał list okolicznościowy wicepremiera, szefa Ministerstwa Obrony Narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza. "Mieszkańcy Ochotnicy Dolnej w sposób szczególny doświadczyli tragedii II wojny światowej. Zbrodnia, jaką popełnili okupanci, mimo upływu 80 lat wywołuje smutek i dojmujący żal" - napisał Kosiniak-Kamysz.
Szef MON podkreślił, że pielęgnowanie pamięci o tragedii mieszkańców Ochotnicy Dolnej, którzy ponieśli najwyższą ofiarę, jest naszą powinnością, a ich los stanowi przestrogę dla wszystkich Polek i Polaków. Podkreślił, że przestroga ta jest dziś szczególnie aktualna, kiedy imperialistyczna Rosja realizuje zbrojnie swoje mocarstwowe ambicje.
Do pacyfikacji Ochotnicy Dolnej w powiecie nowotarskim doszło w końcowych miesiącach wojny - 23 grudnia 1944 r. Tyłowy oddział SS w odwecie za wcześniejszą potyczkę z sowieckimi partyzantami dokonał ataku na bezbronną wieś. Zamordowano ponad 50 mieszkańców Ochotnicy, w tym blisko 20 dzieci, a samą osadę częściowo spalono. Dokonała tego grupa ok. 200 esesmanów dowodzonych przez SS-untersturmführera Albrechta Matingena. Działania zaczęły się od okolicy kościoła, dworu i szkoły, po czym oprawcy stopniowo przesuwali się na zachód, w stronę przysiółka Młynne.
Jak czytamy na stronie internetowej gminy Ochotnica Dolna, Niemcy strzelali do ludzi znajdujących się w pobliżu drogi, a następnie wpadali do domostw i mordowali przygotowujących się do Wigilii mieszkańców. Tych, którzy chcieli ratować się ucieczką, kule dosięgały na drogach i polach. Mordom towarzyszył rabunek. W ciągu około trzech godzin zginęło ponad 50 mieszkańców Ochotnicy - przede wszystkim starców, kobiet i dzieci, a kolejnych 18 zostało rannych. Spaleniu uległo też kilkadziesiąt zabudowań, w tym dwór, remiza strażacka, dom parafialny i dom ludowy. Szczególnie ucierpiały osiedla Brzeźnie, Bibiarze i Bąki, wskazywane przez esesmanów jako te, gdzie toczyła się dzień wcześniej potyczka z Sowietami.(PAP)
szb/ amk/ wj/