Ponieważ w Sejmie trwają prace nad nowelizacją kodeksu wyborczego a politycy opozycji ostrzegają, że jest to groźny zamach na demokrację, naszego gościa poprosiliśmy, by przypomniał, jak do tej pory zmieniały się ordynacje w wyborach parlamentarnych i samorządowych.
Bo tych zmian od 1989 roku było co niemiara. Wcześniej, w słusznie minionej epoce ludowładztwa, wybory były pozorne, żadnej demokracji nie było a władza apelowała, by głosować "bez skreśleń". Jak mówi nasz gość, potoczne przekonanie, że "i tak wygra pierwszy z listy", które pokutuje do dziś, to w jakiejś mierze pokłosie tamtych pseudodemokratycznych obyczajów.
A po zmianie systemu politycznego się zaczęło! Najpierw były półdemokratyczne wybory z 4 czerwca 1989 roku, dwa lata później głosy liczono według metody Hare'a-Niemeyera, która premiowała najmniejsze ugrupowania i w efekcie mieliśmy w Sejmie mnóstwo różnych partii, partyjek i pojedynczych posłów niezrzeszonych. By temu zaradzić, wprowadzono w następnych wyborach metodę d'Hondta, która z kolei premiuje największych i wprowadza pięcioprocentowy próg wyborczy. W 2001 roku, ze strachu przed lewicą, zdecydowano się na metodę Sainte-League'a, która też pomagała słabszym. Ten model obowiązywał jednak tylko raz. Potem wrócono do d"Hondta.
Zmieniała się także ordynacja samorządowa. Warto przypomnieć, że przez trzy kadencje wójta, burmistrza i prezydenta wybierali radni, czyli obowiązywały wybory pośrednie. Radni mogli włodarza gminy powołać i odwołać. Od kiedy w 2002 wprowadzono bezpośrednie wybory włodarzy gmin, radni mają znacznie mniejsze uprawnienia a takiego włodarza można odwołać tylko w referendum.
A jak to było z wyborami proporcjonalnymi i jednomandatowymi wyborami w gminach? Proszę samemu posłuchać.