Radio Opole » Na widelcu 2011-2012 - artykuły
2012-06-12, 08:41 Autor: Radio Opole

Ten Tytoń nie szkodzi

Piłka nożna [fot. sxc.hu]
Piłka nożna [fot. sxc.hu]
Znajomy nakrzyczał na mnie za wczorajszy felieton o małpach i żółwiach. Oto cała Polska żyje futbolem, a ja tu sobie jakieś komentarze o zwierzątkach w Zoo uskuteczniam.

Obroniłem się, że to przecież taka zawoalowana aluzja, do naszego meczu z Grecją. Ruszający się jak żółwie nasi z trudem uratowali remis po interwencji zręcznego jak małpa Przemysława Tytonia. Dlatego dziś do boju z Rosjanami staną z wciąż czystą kartą.

A swoją drogą, przykład polskiego bramkarza pokazuje, jak cudownie nieobliczalne bywa życie. Jak los, równie nieoczekiwanie, co łaskawie, potrafi obdarować kogoś doniosłą szansą. I na dodatek pomaga mu ją wykorzystać.

Młody człowiek o nazwisku, owszem łatwym do zapamiętania, ale nikomu nieznanym, staje w bramce drużyny narodowej w chwili dla tej drużyny najważniejszej. I udaje mu się tę bramkę obronić. To tak, jakby początkujący reporter, ganiany do dziur w jezdniach i na konferencje prasowe partii i partyjek, potknął się nagle o temat, który by mu dał dziennikarskiego Pullitzera. Albo tak, jakby wygłodzony wędrowiec natknął się w puszczy na stół zastawiony powiększonym zestawem pewnego znanego fastfoodu, którego nazwy nie ujawnię, bo nie jestem pewien, czy firma jest oficjalnym sponsorem Euro. Bo jak nie jest, to strach wymieniać.

Jeśli już bawić się nietypowym nazwiskiem naszego bramkarza, to można powiedzieć, że mamy do czynienia z wyniesieniem zwykłej swojskiej machorki do wysokości półki, na której pysznią się aromatyzowane, eleganckie wyroby koncernu... No tak, miało być bez „product placement”. I bardziej misyjnie.

Powiem więc tak: dziś, gdy wrzucić w Google słowo „tytoń”, to najpierw wyskakuje nasz bramkarz, a dopiero potem owa roślina, która od tysięcy lat wysyła swych użytkowników na tamten świat za pośrednictwem rozmaitych okropnych chorób.

Zaś co do samego bramkarza, to mam nadzieję, że w dzisiejszym meczu będzie on pamiętał, że karierę zaczynał w Hetmanie Zamość, a nazwa przecież zobowiązuje. To hetman Jan Zamojski dzielnie maszerował na Wschód, zdobywając po drodze gole – pardon - twierdze rozmaite. Aż doszedł był nawet do Pskowa, który oblegał w zastępstwie króla Batorego, bo ten na miejsce wpadł tylko na chwilę, żeby odebrać hołd wysłanników cara i żeby Matejko miał po latach co malować. Panie Przemku, trzymamy kciuki.

Posłuchaj felietonu:

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej »