Syty głodnego nie zrozumie
Ono niedawno znalazło sobie w Polsce całkiem pocieszną egzemplifikację, że się tak naukowo wyrażę, ale żadne inne słowo nie przychodzi mi teraz do głowy. Egzemplifikacja, wyjaśniam tegorocznym maturzystom, to objaśnianie czegoś metodą przykładową. Pochodzi od słowa „egzemplum” - czyli przykład - które z kolei pochodzi z łaciny. Który to język, to znów informacja dla świeżych maturzystów, nie jest odmianą internetowego slangu, bynajmniej.
Oto Prawo i Sprawiedliwość, partia, której dawno nie dźgałem widelcem, ale to przecież nie ona teraz rządzi, wydelegowała do sejmowej komisji, która ma pracować nad zmianami w systemie emerytalnym słynnego Tomasza Kaczmarka, zwanego też agentem Tomkiem. Tego co to wiecie, podrywał panny celebrytki oraz panie polityczki, żeby sprawdzić ich odporność na korupcję. A dziś – najsłynniejszego i chyba najmłodszego w kraju emeryta.
Nie mam nic do faceta, poza tym, że zazdroszczę mu wieku i uposażenia. Gość dopiero co skończył czterdziestkę, leci mu mundurowa emerytura, a do tego poselska pensja plus wszystkie te dodatki, od których człowiekowi tak milusio się tyje.
I on to ma się pochylać nad losem polskiego emeryta, on to ma decydować, w jakim wieku Polak powinien zasłużyć na zawodowy odpoczynek: czy wtedy, gdy w ustach został mu już tylko jeden ząb, czy może jeszcze dwa – żeby mu lepiej się gryzło suchy emerycki chleb.
Powie ktoś, że aby leczyć ludzi z trądu, niekoniecznie trzeba być trędowatym? Owszem, tyle tylko, że w przypadku polityki liczy się jeszcze wrażenie, odbiór społeczny, ów osławiony, a tak tu często przeze mnie wyklinany pi-jar. Mówiąc obrazowo, liczą się także czyste paznokcie przy stole. A mnie, człowiekowi zaiwaniającemu codziennie na chleb w trzech różnych miejscach, na dodatek starszemu oraz finansowo dużo gorzej zabezpieczonemu niż poseł Kaczmarek, takie właśnie decyzje – aby zasiadał on w komisji do spraw emerytur – wydają się kpiną. Kpiną ze mnie, z moich składek emerytalnych, z mojej jednozębnej starości. W najlepszym wypadku może dwuzębnej...
To tak, szanowny prezesie Kaczyński, jakby pan do komisji do spraw drobiu delegował lisa, na dodatek z błazeńskim dzwoneczkiem na końcu ogona.