Niedzielna Szkoła Wiernych Żon
To taka nasza kuźnia nowoczesnych, odpolitycznionych kadr w urzędach państwowej. Ja pamiętam jeszcze fanfary medialne, które przetaczały się przez media, gdy u zarania wolnej Polski rząd Mazowieckiego powoływał szkołę do życia. Miała być ona odtrutką na upolitycznione za czasów PRL struktury państwa, a jej znakomicie wykształceni absolwenci mieli zastąpić korpus urzędniczy kompletowany dotychczas według zasady: mierny ale wierny, na dodatek swój.
To było zbyt piękne, aby się w naszym kraju udało, czego teraz właśnie obserwujemy żałosny finał. Krajowa Szkoła Administracji Publicznej dogorywa, bo została pokonana przez Krajową Szkołę Administracji Partyjnej.
Gdzie się mieści ta szkoła i o jakiej partii mowa? Otóż ona nie ma swojej centrali za to niezliczone filie, rozsiane po gabinetach ministrów wojewodów, marszałków, starostów, burmistrzów i prezydentów miast. Co do partyjności zaś, to można powiedzieć, że ta partia obsadza swoimi ludźmi rektorat tej uczelni, która akurat jest przy władzy. Plus PSL, rzecz jasna, jako obowiązkowa do władzy przystawka z wilczym apetytem.
Po co w Polsce apolityczny wykształcony korpus urzędniczy, skoro ani wykształcenie, ani apolityczność nie są dzisiaj w karierze przydatne, i na dobrą sprawę od 1989 roku przydatne nie były? Każdy zna to z własnego doświadczenia, z własnej działki, od swoich znajomych.
Fałsz konkursów, które na długo przed złożeniem papierów wygrywają partyjni namaszczeni, nawet gdy od partii pociesznie się dystansują. Albo znajomi, krewni lub kochanki królika. Potem w urzędach i instytucjach roi się od dziwnych ludzi w wydziałach promocji, marketingu, kultury, sportu, w biurach prasowych, w jednostkach odpowiedzialnych za strategie rozwoju i tym podobne wodolejstwo. Fikcja siedzi na fikcji i fikcją pogania.
Więc po co nam w takich okolicznościach przyrody jakieś apolityczne Szkoły Administracji Publicznej? To tak, jakby rekrutować chętne do pracy w branży porno wśród absolwentek Niedzielnej Szkoły Wiernych Żon.
Posłuchaj felietonu: