Porcja absurdu za 99 groszy
A raczej o niemożności jej wydania, bo jak Polska długa i szeroka – wszędzie brakuje drobnych. A nasza złotówka, mimo że wymienialna – wciąż jest NIEROZMIENIALNA!!!
Bo czy mieli państwo kiedyś tak, aby wydano wam resztę, nie domagając się końcówki? Ba, my jesteśmy już tak wytresowani, że nawet nie proszeni, wygrzebujemy tę końcówkę z portfela.
Trzy lata temu pytałem tu was, czy też tak macie, że kobieta, która przed wami robi zakupy, zawsze, ale to zawsze, ma przy sobie tylko dwustuzłotowy banknot. A ekspedientka nigdy, ale to nigdy, nie ma z niego wydać. I zawsze, ale to zawsze, idzie go rozmienić do koleżanki? Która to koleżanka nigdy, ale to nigdy, drobnych nie posiada, bo też akurat obsługiwała kobietę z dwusetką.
Tak mówiłem trzy lata temu, niestety, problem jest nierozwiązywalny, na dodatek brnie on w ślepy zaułek absurdu. Bo posłuchajcie sami.
Worek z monetami jednogroszowymi to stałe wyposażenie kierowców autobusów miejskich w Sandomierzu, miasta rozsławionego ostatnio serialem o detektywie w sutannie.
Kierowcy na początku zmiany dostają woreczek z jednogroszówkami i są uczulani, żeby skrupulatnie wydawali resztę. - Zawsze dopytujemy ich, czy mają przygotowany bilon. Uświadamiamy również podróżnych, żeby starali się płacić za przejazd odliczoną kwotą - wyjaśnia mediom szef sandomierskiej komunikacji.
Skąd to zamieszanie? Po co tyle fatygi? Bo miasto obniżyło ceny biletów ulgowych ze złotówki na 99 gr. I w ten sposób do ogólnonarodowej bolączki z wydawaniem reszty dołożyło swoją porcję absurdu.
Co ma Sandomierz do Opola i dlaczego o tym mówię? Ku przestrodze. Albowiem najszybciej rozprzestrzeniająca się polską chorobą jest nie grypa, i nie katar, lecz ponad ustrojowa urzędnicza durnota.