Gierek! Donald! Gierek! Donald!
Głos lektora - specyficzny i inny w każdej epoce PRL – komentuje, z dodatkiem stosownej i obfitej dawki wazeliny, sukcesy ówczesnej władzy. Bardzo bym chciał, aby Kroniki kiedyś powróciły i aby jakiś znany celebrycki głos wychwalał osiągnięcia władzy obecnej.
Mógłby to być na przykład słono opłacany głos Borysa Szyca, który – co pokazały plotkarskie gazety – w wieczór wyborczy, gdy już wiadomo było, że Platforma wygrała, pojechał osobiście do warszawskiego komitetu centralnego partii,... przepraszam, do jej sztabu wyborczego, aby złożyć ciepłe gratulacje. Co znaczy właściwie uświadomiona inteligencja pracująca scen i planów filmowych... Słuszną linię trzyma nasza władza.
Wracając do Kronik. Niedawno mignęła mi w telewizorze scenka pyszna w swej wymowie i jak najbardziej nadająca się do wznowionej Kroniki Filmowej. Szkoda, że dziennikarze nie wyłowili tego smaczku, bo był znakiem czasów. Znajomym znakiem czasów...
Pokazywano akurat powyborcze otwarcie jakiegoś kawałka autostrady. I towarzyszącą temu teatralna akademię ku czci.
W pierwszym rzędzie oficjele. Jak zwykle dobrze uczesany minister infrastruktury Grabarczyk plus świta. A na scenie...
Myślałem, że śnię albo że mam delirium, ale jak tu mieć delirium po melisie.
Otóż na scenę wybiegli tancerze z taczkami, w kaskach budowlanych, i pokazali jakiś układ choreograficzny z cyklu „budujemy nowy dom”. A potem piękna baletnica rozwinęła szarfę, a zgrabny baletmistrz ruszył do niej ze srebrnymi nożycami. Wyglądało to groteskowo, niczym ze słynnego filmu „Miś”, gdzie sceniczna trupa wyśpiewuje odę do budowanej trasy Łazienkowskiej.
Ale tym razem nie była to ironia artystyczna, żadna parodia, czy kabaret. To było sieriozne jak akademia pierwszomajowa za Gierka. To był socrealizm w całej swojej krasie. Jak wiele się musi zmienić, aby nie zmieniło się nic.
Posłuchaj felietonu: