Płać i płacz... A potem głosuj
Pewnie byście mu w myślach poradzili, aby poszedł do kuchni, wskoczył do gara i kazał kucharzowi ugotować z siebie barszcz.
Dlaczego barszcz? A z czego się go gotuje?
To gastronomiczne porównanie nawiedziło mnie, gdy z rozbawieniem słuchałem, jak dwie soboty temu wizytujący Wrocław premier Tusk obiecywał na całą Polskę, że jazda nową, autostradową obwodnicą tego miasta będzie za darmo.
Swoje powakacyjne machanie widelcem rozpocząłem tu przed tygodniem od refleksji na temat niemieckich autostrad. Pisałem, że państwo, które zdecydowało, że nie będą one płatne doskonale zdawało sobie sprawę, że autostrada jest tym dla gospodarki, czym aorta dla serca. Przenosi ludzi, towary, pieniądze, pomysły. I nawet gdy jej bezpłatność jest pozorna - bo nic na świecie nie jest za darmo - w końcowym rozrachunku ta inwestycja i tak wypłaca hojną dywidendę.
Z tym się można spierać lub nie, ale nikt nie ma chyba wątpliwości, że nawet jeśli autostrady powinny być jednak płatne, to już obwodnice miast – w żadnym wypadku. Bo to one odkorkowują centra z natłoku samochodów, to one są naturalnymi kanałami, które zbierają strumień aut i rozprowadzają go na peryferie miast, to one pozwalają okolicznym mieszkańcom szybko dotrzeć do pracy w mieście.
Ale o co ci właściwie chodzi?- spyta ktoś... Przecież premier zapowiedział, że obwodnica będzie za darmo.
Otóż po pierwsze - chodzi mi o to, że ktoś w ogóle śmiał pomyśleć, że powinna być płatna – to raz. A dwa – że jednak płatna będzie. Nie minął tydzień od obietnic Donalda Tuska, jak okazało się, że za darmo wokół Wrocka będą mogły jeździć tylko osobówki. No cóż, prywaciarze z dostawczaków i ciężarówek niech bulą, stać ich...
Skąd my znamy ten sposób myślenia, nie z PRLu aby?
Posłuchaj felietonu: