Naszego gościa, jak mówi, uderzyły najbardziej dwa zjawiska.
- Pierwsze to przemożna potrzeba wiernych, którzy często nie tu mieszkają, by uklęknąć w konfesjonale właśnie na Górze św. Anny. I nawet jeśli nie dostaną rozgrzeszenia, bo i tak się zdarza, to to miejsce wyciąga z nich coś dobrego. Przypominają mi się słowa Jana Pawła II o boskości w człowieku. I tu tej boskości dotykam niemal fizycznie – mówił ojciec Dudek.
Druga rzecz, która go uderzyła, to relacje między zakonnikami a wiernymi.
- Jesteśmy traktowani, nie wiem, czy to dobre słowo, jak swojacy. Do gospodarza podchodzi się jednak z pewnym dystansem, a my cieszymy się tu naprawdę ogromnym zaufaniem – tłumaczy.
Przy tej okazji naszemu rozmówcy przypomina się homilia Jana Pawła II (sam jej nie słyszał, był tego dnia na spotkaniu z papieżem we Wrocławiu), który koronując obraz Matki Boskiej stwierdził, że koronuje tych, którzy służyli. Bo to służba, mówi ojciec Dudek, jest obowiązkiem każdego człowieka.
Spytaliśmy, czy po pielgrzymce z 1983 roku zostały jakieś pamiątki.
- Niestety nie, czego bardzo żałuję – mówi. – Tylko w bazylice na wysokości balasek jest sztukateria z kawałkiem czerwonej tkaniny, która okrywała papieski klęcznik – mówi. – A w muzeum jest skrzynia, w której schowano resztki grubych lin, którymi oddzielano wtedy sektory dla pielgrzymów. Przy zwiedzaniu warto poprosić o otwarcie tej skrzyni.