Paryż - trener reprezentacji Finlandii koszykarzy Tuovi: przykro mi po meczu z Polską (wywiad)
Polska Agencja Prasowa: Niedługo rozegracie bardzo ważny dla was mecz z Hiszpanią w półfinale olimpijskiego turnieju kwalifikacyjnego, ale ja chciałbym porozmawiać jeszcze o okolicznościach waszej wygranej z Polską 88:87, po spektakularnej pogoni w czwartej kwarcie i dramatycznej końcówce.
Lassi Tuovi: Przykro mi, przepraszam…
PAP: Przykro panu po niesamowitej wygranej swojego zespołu, która dała mu awans?
L.T.: Oczywiście jestem szczęśliwy z tego, co osiągnęliśmy dla siebie i naszych kibiców. Czasami tak w sporcie jest. Przy równym wyniku jeden zespół wygrywa, drugi przegrywa. Myślę, że to są dwie bardzo dobre drużyny. Mam dużo respektu dla reprezentacji Polski, trenera Igora Milicica. W przeszłości rozgrywaliśmy wielkie mecze. Jestem przekonany, że waszą narodową ekipa osiągnie w przyszłości lepsze wyniki.
PAP: Pamiętamy mecz na Eurobaskecie w Pradze przed dwoma laty, gdy wygraliście różnicą nie jednego, a 30 punktów.
L.T. Tak, zwyciężyliśmy także w Helsinkach w 2017 roku drużynę prowadzoną przez Mike’a Taylora, tym razem po dwóch dogrywkach. Byłem wówczas asystentem Henrika Dettmanna, który prowadził też u was kliniki trenerskie. Rozegraliśmy wiele meczów z Polską, z którą wiążą nas specjalne relacje. W koszykówce jesteśmy chyba najbardziej znanymi sobie reprezentacjami, naszym spotkaniom zawsze towarzyszyły dramaty.
PAP: W którym momencie czwartkowego meczu z Polską, która prowadziła w pewnym momencie już różnicą 15 punktów, pomyślał pan, że można wygrać to spotkanie?
L.T.: Przez cały mecz wierzyliśmy, że możemy odrobić straty. Stało się to realne w czwartej kwarcie. Gdy zaczęliśmy trafiać swoje rzuty, a Polska zaczęła być nieskuteczna w swoich akcjach, w których wcześniej nie pudłowała, odnaleźliśmy pewność siebie i jeszcze większą energię. To był być może ten moment. Sekret tkwi w podejściu zawodników do gry i ich wierze: musimy zmniejszyć różnicę, musimy odwrócić sytuację. Wygrali, bo jeden drugiego w tym wspierał.
PAP: Jakie błędy popełnił polski zespół?
L.T.: W sporcie zawsze trudniej jest utrzymać przewagę niż odrabiać stratę. Gdy przegrywaliśmy, nie mieliśmy nic do stracenia. Z kolei w zespole przeciwnika mogła pojawić się nieco usztywniająca obawa o wygraną, a to była przecież gra o wielką stawkę. Nie sądzę, żeby polski zespół popełnił jakieś większe błędy, oczywiście poza słabą skutecznością rzutów wolnych w całym meczu. O wszystkim decydowały ostatnie akcje. Jeden kosz dla was więcej i nie rozmawialibyśmy o tym. Było na styku. Taka jest koszykówka.
PAP: Na którego z Polaków uczulał pan swoich graczy przed meczem?
L.T.: Jestem wielkim fanem A.J. Slaughtera, od kiedy prowadziłem go w zespole Strasbourga. Myślę że wasza reprezentacja jest dobrą mieszanką młodych, przyszłościowych koszykarzy, jak Milicic i Sochan oraz oczywiście tworzących trzon zespołu graczy, jak Ponitka, Sokołowski, Balcerowski. Jeśli zawodnicy wymieniają się podaniami i rzucają z wypracowanych pozycji, grają naprawdę zespołowo - jak to było szczególnie w pierwszych 20 minutach, to są prawdziwą drużyną.
PAP: Finlandia, która jako jedyny zespół we wszystkich czterech trwających olimpijskich turniejach kwalifikacyjnych w dwóch pierwszych spotkaniach trafiała minimum 13 razy zza trzy punkty, gra sobotę w Walencji z reprezentacją gospodarzy Hiszpanią. Rywale nie są obecnie tak silną drużyną jak wcześniej…
L.T. Tak, ale gramy z jedną z najlepszych drużyn świata na jej terenie, a przegrywający odpada. Wiemy jak w podobnych sytuacjach kończyły się takie mecze dla przeciwników gospodarzy. Wyjdziemy bez żadnych obciążeń, stresu. Będziemy po prostu bawić się grą.
PAP: W przeszłości prowadził pan francuski Strasbourg z A.J. Slaughterem, w 2023 roku w Lidze Letniej NBA był asystentem w Utah Jazz. W jakim zespole będzie pan pracował w nowym sezonie?
L.T.: Po roku w roli asystenta we włoskim Virtusie Bolonia, wybrałem ligę japońską. Będę głównym coachem w Yokohama B-Corsairs.
Rozmawiał w Walencji – Marek Cegliński (PAP)
cegl/ sab/