Bohater „Mężczyzny z 1000 dzieci” twierdzi, że jest ojcem co najwyżej 600
Gdyby oceniać tylko po tym, w jaki sposób Jonathan Jacob Meijer został przedstawiony w serialu Netfliksa, wyłoniłby się z tego obraz mężczyzny zdeterminowanego do rozsiania swojego nasienia jak najdalej tylko się da. W efekcie ten 42-letni były nauczyciel z liceum specjalizujący się w kryptowalutach od 2007 roku dzięki oddanemu przez niego nasieniu miał zostać ojcem tysiąca dzieci z całego świata. Zdaniem Meijera, który przestał świadczyć swoje usługi w 2019 roku, liczba ta jest zdecydowanie przesadzona. Według niego bliższe prawdzie jest 600 dzieci, których jest biologicznym ojcem.
Ten obecnie jeden z najbardziej płodnych dawców nasienia na świecie po raz pierwszy pomyślał o zapisaniu się do banku spermy w koledżu za sprawą swojego kolegi, który nie mógł mieć dzieci. Rok później w 2007 roku został dawcą nasienia, a niedługo potem za jego sprawą pierwsze rodziny doczekały się dzieci. Dla samego Meijera było to jednak okazją do smutnej refleksji. Holender zaczął ubolewać nad tym, że pozostaje anonimowy. Chciałby spotykać się z rodzinami, które skorzystały z jego nasienia i cieszyć się ich szczęściem. Wtedy odkrył strony internetowe, za pośrednictwem których może osobiście oferować swoje usługi konkretnym osobom.
„Od kiedy tylko zamieściłem swoje ogłoszenie, godzinę po tym miałem już cztery chętne. Ludzie myślą, że od początku chciałem zostać słynny za sprawą mojego nasienia, ale ja bardziej myślałem, że może pomogę dwóm bądź trzem osobom. I wiem, że zdaniem ludzi jestem wariatem, który za dużo pomaga, ale w mojej opinii byłem bardzo wybiórczy. Ludzie naprawdę nie rozumieją, że mamy niedobory dawców. Czasem myślałem, żeby przestać, ale zaraz dostawałem wiadomość, że jestem kimś, kogo ktoś szukał i trudno było mi się oprzeć. Szczęście, które czuły te osoby to coś magicznego” – przekonuje Meijer w rozmowie z gazetą „The Independent”.
Holender zaczyna plątać się w zeznaniach, gdy mowa o tym, że wprowadzał kolejne klientki w błąd odnośnie liczby dzieci, jakie ma już na swoim „koncie”. Przekonuje, że to standardowa procedura profesjonalnych banków nasienia i że tam również prawdziwe liczby pozostają tajemnicą. Przyznaje jednak, że zbyt często „ponosiło go”, gdy chodzi o szczerość względem klientek. W 2017 roku trafił na czarną listę dawców, gdy pojawiły się obawy o to, że może być powodem cierpienia psychicznego, kazirodztwa lub chowu wsobnego między rodzeństwem, które nie ma pojęcia o tym, że jest spokrewnione. Obliczono wtedy, że jest ojcem przynajmniej 102 dzieci, przy ograniczeniach wprowadzonych przez holenderskie prawo zezwalających na bycie dawcą nasienia co najwyżej 25 dzieci. Na jeszcze mniej pozwala np. brytyjskie prawo, gdzie mowa o 10 dzieciach. Zdaniem Meijera obawy o chów wsobny są zasadne, nawołuje jednak do tego, żeby nie przesadzać.
Dlaczego nie wystąpił w serialu „Mężczyzna z 1000 dzieci”? „Nie leży to w interesie +moich+ dzieci. Uważam, że serial wykorzystuje te rodziny, które nie mogły mieć dzieci. To dobrzy ludzie, kochani ludzie, a teraz inni zaczynają ich wypytywać, czy to ja jestem ojcem ich dzieci. Czy ten dokument zrobił dla nich coś dobrego?” – dopytuje. Choć nie widział jeszcze serialu, zaprzecza wielu pojawiającym się w nim oskarżeniom. Przekonuje, że nigdy nie ścigał się z innymi dawcami o to, by zostać ojcem jak największej liczby dzieci. Nigdy też nie zdradził nikomu, ile ma dzieci. Oburza go nieprawdziwe jego zdaniem twierdzenie, że przed oddaniem nasienia klientce, mieszał je z nasieniem innego dawcy. W tym ostatnim przypadku zapowiada pozwanie Netfliksa. Meijer potępia też praktyki stosowane przez dawcę o imieniu Anthony, który chciałby oddać nasienie do afrykańskich banków spermy, by „wybielić” w ten sposób Afrykę. (PAP Life)
kal/moc/