PLK rezygnują z remontu. Samorząd ma problem
- Mamy wielki żal do Polskich Linii Kolejowych – mówi wiceburmistrz Głuchołaz Roman Sambor.
- Naszym celem było, aby w ramach czeskich połączeń kolejowych powstały przystanki w Pokrzywnej i Głuchołazach. To znacznie zwiększyłoby atrakcyjność tej linii dla klientów. Niewątpliwie też inwestycje te spowodowałby modernizacje infrastruktury kolejkowej - dodaje wiceburmistrz Głuchołaz.
W projekcie modernizacji linii kolejowych tzw. partnerem wiodącym była gmina Głuchołazy. Udział tego samorządu polegać miał na zainwestowaniu swoich pieniędzy w przystanki kolejowe. Na modernizacji torowisk zyskałyby też Polskie Linie Kolejowe. Jednak warszawskie władze tej spółki poinformowały gminę, że wycofują się z tego projektu.
- Otrzymaliśmy sążniste wyjaśnienia. Uzasadniano je tym, że PLK nie widzą możliwości skrócenia czasu przejazdu tymi liniami. Podnoszono też kwestie nieszczęsnego dekretu Bieruta. Kwestią nierozwiązaną jest to, jak długo czeskie koleje będą mogły jeździć przez Polskę. Szkoda, bo według naszej wiedzy w kolejnym budżecie unijnym na lata 2014-20 pieniędzy na tego typu inwestycje transgraniczne nie będzie – argumentuje Roman Sambor.
Okazją dającą możliwość zmodernizowania linii kolejowych w gminie Głuchołazy było pozyskanie pieniędzy, które pozostały z unijnego budżetu na lata 2007 -13. Problem polegał na tym, że aby sięgnąć po te fundusze, polska strona musiała mieć czeskiego partnera. Tymczasem nasz południowy sąsiad zmodernizował już swoje przygraniczne torowiska. Władze Głuchołaz zabiegały, aby Czesi wymyśli jakąś inwestycję, która może być zrealizowana na ich terenie. Województwo ołomunieckie poszło nam na rękę i takie małe zadanie przygotowało. To, że Polskie Linie Kolejowe odstąpiły od udziału w projekcie, stawia samorządowców z Opolszczyzny w nie najlepszym świetle.
Mówi Roman Sambor:
Jan Poniatyszyn