Obelgi, długi, kłótnie o posag - o tym rozstrzygały sądy rozjemcze w powiecie strzelckim w XIX wieku
"Przeczytano, przypięto, podpisano" - to tytuł nowej publikacji przygotowanej przez Archiwum Państwowe w Opolu. Dotyczy ono polskich protokołów sądów rozjemczych w powiecie strzeleckim w XIX wieku.
Ich funkcję można porównać do dzisiejszej roli mediatorów. W sądach rozjemczych rozstrzygano m. in. o długach, szkodach wywołanych przez zwierzęta w gospodarstwie, a nawet w sporach o posag.
- Wiele z rozpraw dotyczyło obelg - mówi Małgorzata Iżykowska z archiwum. - Przeróżnie to bywało, czasami mamy wrażenie, przychodzili do sądów ludzie, którzy właściwie nie zostali obrażeni. Przychodzili z drobnymi rzeczami, ktoś do kogoś odezwał się "ty niedobry człowieku" i to już było podstawą, aby pobiec do sądu na skargę, więc wydaje się, że to było zupełnie niepotrzebne. Mamy takie podejrzenie, że ci ludzie chcieli zaistnieć, chcieli znaleźć się w tej księdze protokołów, żeby ich nazwiska tam zaistniały i mogli podpisać się krzyżykami. Może było to ówcześnie, jak byśmy powiedzieli dziś, parcie na szkło - dodaje.
- Były też poważne sprawy - zaznacza Iżykowska. - Były obrazy bardzo wyrafinowane, złośliwe. Kobiety odsądzano od czci i wiary ze względu na ich prowadzenie się. Mężczyzn też przezywano przeróżnie, najczęściej chodziło o sprawy związane z ich niezaradnością, nieporadnością życiową. Jest też sprawa dotycząca dziecka siedmioletniego, które zostało tak mocno pobite przez nauczyciela w szkole, że aż trafiło do doktora, który wystawił atest i na podstawie tego dokumentu sprawa została założona - dodaje.
Dodajmy, że publikacja została sfinansowana przez naczelną dyrekcję Archiwów Państwowych w Warszawie w ramach projektu wydawniczego. Oprócz wydania papierowego będzie także dostępna w internecie w postaci bezpłatnej wersji cyfrowej.
- Wiele z rozpraw dotyczyło obelg - mówi Małgorzata Iżykowska z archiwum. - Przeróżnie to bywało, czasami mamy wrażenie, przychodzili do sądów ludzie, którzy właściwie nie zostali obrażeni. Przychodzili z drobnymi rzeczami, ktoś do kogoś odezwał się "ty niedobry człowieku" i to już było podstawą, aby pobiec do sądu na skargę, więc wydaje się, że to było zupełnie niepotrzebne. Mamy takie podejrzenie, że ci ludzie chcieli zaistnieć, chcieli znaleźć się w tej księdze protokołów, żeby ich nazwiska tam zaistniały i mogli podpisać się krzyżykami. Może było to ówcześnie, jak byśmy powiedzieli dziś, parcie na szkło - dodaje.
- Były też poważne sprawy - zaznacza Iżykowska. - Były obrazy bardzo wyrafinowane, złośliwe. Kobiety odsądzano od czci i wiary ze względu na ich prowadzenie się. Mężczyzn też przezywano przeróżnie, najczęściej chodziło o sprawy związane z ich niezaradnością, nieporadnością życiową. Jest też sprawa dotycząca dziecka siedmioletniego, które zostało tak mocno pobite przez nauczyciela w szkole, że aż trafiło do doktora, który wystawił atest i na podstawie tego dokumentu sprawa została założona - dodaje.
Dodajmy, że publikacja została sfinansowana przez naczelną dyrekcję Archiwów Państwowych w Warszawie w ramach projektu wydawniczego. Oprócz wydania papierowego będzie także dostępna w internecie w postaci bezpłatnej wersji cyfrowej.