Politycy komentują nyski sposób weryfikacji bezrobotnych
– Od tego, że wykreślimy kogoś z rejestru, nie przybędzie pracy – uważa Adam Kępiński z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Polityk jest zwolennikiem skutecznego przywracania osób bezrobotnych na rynek pracy, urzędy pracy określa jako "przechowalnię". – Trzeba zobaczyć, co tak naprawdę oferują urzędy pracy, jak wydają pieniądze na Kapitał Ludzki, a z drugiej strony – jak w tej sytuacji wyszkolili się bezrobotni. Odeszliśmy od założeń urzędu pracy, który powinien aktywizować bezrobotnych – stwierdza Kępiński. Poseł SLD jest przy tym zwolennikiem wykreślania bezrobotnych, którzy nie podejmują oferowanej pracy.
Michał Nowak z Solidarnej Polski popiera działania nyskiego urzędu pracy. – Wiele osób rejestruje się, żeby mieć ubezpieczenie zdrowotne, a jednocześnie pracuje „na czarno” albo za granicą – mówi Nowak. – Zabieranie pieniędzy i przekazywanie ich bezrobotnym nie ma sensu, a moim zdaniem, niestety, tak to działa. Nysa jest chlubnym przykładem, który świadczy o tym, że można tę sytuację zmieniać – stwierdza polityk Solidarnej Polski. – Urzędnik powinien być rozliczany za efekt podjęcia pracy przez bezrobotnego – dodaje Nowak.
Stanisław Rakoczy z Polskiego Stronnictwa Ludowego jest za wprowadzeniem metod, które pozwolą urealnić liczbę osób naprawdę poszukujących pracy. – Nie wszyscy trwale bezrobotni chcą pracować. Dobrze wiemy, że wielu z nich przychodzi tylko po to, żeby odebrać pieczątkę, że pracy nie ma. Jeśli uda się ograniczyć tę fikcję, to bardzo dobrze – stwierdza Rakoczy.
Arkadiusz Szymański (Prawo i Sprawiedliwość) uważa, że rozwiązania zastosowane w Nysie są dobre. Dodaje, że miejscowym władzom doradzają eksperci kojarzeni z prawą stroną sceny politycznej, tacy jak Jadwiga Staniszkis. Za rozwiązaniami stosowanymi w Nysie jest także Paweł Pohorecki z Ruchu Palikota.
Źródło: "Loża radiowa".
Posłuchaj wypowiedzi naszych rozmówców:
Piotr Wrona (oprac. WK)