Niemal trzy miesiące marszu do Hiszpanii. Bartosz Gubała idzie w szczytnym celu
Od 86 dni Bartosz Gubała wędruje z Kluczborka do Santiago de Compostela w Hiszpanii, zbierając pieniądze na cel charytatywny. Pielgrzym idzie każdego dnia przez 10-12 godzin szlakiem świętego Jakuba.
Chce wspomóc obóz wakacyjny dla niepełnosprawnych z Kluczborskiego Towarzystwa Sprawnym Inaczej "Muminki". Gubała jest obecnie w Pirenejach Francuskich, a do granicy z Hiszpanią pozostaje mu kilkadziesiąt kilometrów.
- Nie doświadczyłem jak dotąd niebezpiecznych sytuacji, bo ludzie są życzliwi - mówi piechur.
- Wszyscy starają się doradzić, podobnie jak i pielgrzymi spotkani na trasie - wymieniamy się informacjami, doświadczeniami. Nocuję głównie pod namiotem na dziko, ale spałem już w przeróżnych miejscach: w szkołach, kościołach, na szczycie góry, w lesie, parku miejskim, na placu zabaw, na łące czy na prywatnym terenie u kogoś przed domem.
Gubała przeszedł już ponad 2800 kilometrów, a do celu pozostaje niecały tysiąc kilometrów.
- Największym problemem jest pogoda i ukształtowanie terenu - ocenia.
- Nie raz było tak, że przez 12 godzin szedłem w deszczu, a następnie musiałem rozbić namiot. Nie za bardzo było w co przebrać się, ponieważ wszystko zamokło mi. Z drugiej strony przez 30 dni przedzierałem się przez Alpy w Szwajcarii oraz Francji w pełnym słońcu z plecakiem ważącym kilkanaście kilogramów na plecach.
Na letni obóz "Muminków" potrzeba około 45 tysięcy złotych. Zbiórkę można wesprzeć dzięki linkowi poniżej.
https://zrzutka.pl/2ykx8g
- Nie doświadczyłem jak dotąd niebezpiecznych sytuacji, bo ludzie są życzliwi - mówi piechur.
- Wszyscy starają się doradzić, podobnie jak i pielgrzymi spotkani na trasie - wymieniamy się informacjami, doświadczeniami. Nocuję głównie pod namiotem na dziko, ale spałem już w przeróżnych miejscach: w szkołach, kościołach, na szczycie góry, w lesie, parku miejskim, na placu zabaw, na łące czy na prywatnym terenie u kogoś przed domem.
Gubała przeszedł już ponad 2800 kilometrów, a do celu pozostaje niecały tysiąc kilometrów.
- Największym problemem jest pogoda i ukształtowanie terenu - ocenia.
- Nie raz było tak, że przez 12 godzin szedłem w deszczu, a następnie musiałem rozbić namiot. Nie za bardzo było w co przebrać się, ponieważ wszystko zamokło mi. Z drugiej strony przez 30 dni przedzierałem się przez Alpy w Szwajcarii oraz Francji w pełnym słońcu z plecakiem ważącym kilkanaście kilogramów na plecach.
Na letni obóz "Muminków" potrzeba około 45 tysięcy złotych. Zbiórkę można wesprzeć dzięki linkowi poniżej.
https://zrzutka.pl/2ykx8g