Marta Malak-Branicka potrzebuje pomocy w powrocie do zdrowia. "Trzeba ćwiczyć, trzeba pobudzać neurony"
Potrzebna pomoc dla 36-letniej Marty Malak-Branickiej z Brzegu. Dzień po tym jak kobieta urodziła druga córkę, dostała rozległego udaru mózgu. Mama dwóch dziewczynek obecnie przebywa w hospicjum w Oławie. Ma założoną rurkę tracheostomijną i jest karmiona przez sondę. Marcie Malak-Branickiej teraz może pomóc intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku w Krakowie. Miesięczny turnus kosztuje około 30 tysięcy złotych.
- Przede wszystkim pień mózgu musi zacząć funkcjonować. On odpowiada za wszystkie funkcje życiowe. Za oddychanie, za przełykanie, odkrztuszanie, czyli za rzeczy, nad którymi normalnie się nie zastanawiamy. Jednak jeżeli to jest upośledzone, to człowiek nie potrafi normalnie egzystować - wyjaśnia nasz rozmówca
- Wylew żony miał miejsce 2 marca 2018 roku, czyli dzień po narodzinach Poli. Jednego dnia rodzi się dziecko i jest wielka radość, a na drugi dzień słyszy się od lekarzy "proszę przygotować się na najgorsze, bo nie wiadomo, jak to wszystko się potoczy" - dodaje Maciej Branicki.
Walka o powrót Marty do zdrowia trwa od blisko dwóch lat. - Były wzloty i upadki. Po trzech miesiącach wydawało się, że już jest lepiej, ale potem pojawiły się komplikacje i znów walka od początku - mówi jej mąż. - Udało się doprowadzić Martę do takiego stanu, że jest komunikatywna, że rozumie co się do niej mówi, natomiast jest problem z reakcją z drugiej strony, czyli np. żeby ona coś powiedziała - wyjaśnia Maciej Branicki.
- Często jeżdżę do mamy z tatą, albo z babcią. Wtedy rysuję i robię laurki, np. na urodziny, albo jak jest jakieś święto. Czasami się z tego cieszy, jak ma lepszy dzień, a jak nie, to wtedy mruga oczami - dodaje Ula, starsza córka.
Rodzina uruchomiła internetową zbiórkę pod hasłem "martucha" na portalu siepomaga.pl, myśli też o zorganizowaniu charytatywnego balu walentynkowego z licytacjami.