Instruktor paralotniarstwa spadł w Naroku. Nic poważnego mu się nie stało, ale może mu grozić odpowiedzialność karna [ZDJĘCIA]
Zbliżający się front burzowy był najprawdopodobniej przyczyną upadku paralotniarza w Naroku koło Opola. W momencie pojawienia się ciemnych chmur mężczyzna stracił panowanie nad sprzętem, czasza się zwinęła i 50-latek zaczął spadać.
- Widzieliśmy, jak latał nad lasem koło Naroka. W momencie, kiedy zaczął spadać, mógł być nawet 30 metrów nad ziemią - komentuje Poldek, świadek zdarzenia. - Czarna chmura, burza, z której zaczęło się błyskać. On zaczął jakby uciekać od tej burzy. Chwilę to trwało, może pięć minut. W końcu wpadł w taki korkociąg. Spadochron prostokątny mu się zawinął i zaczął spadać w dół. Otworzył jeszcze zapasowy spadochron, ale on mu się również zawinął i spadł.
Jako pierwsi na miejscu zdarzenia pojawili się mieszkańcy pobliskich domów, którzy paralotniarzowi udzielili pomocy.
- Jak wyszedłem, to już tylko czasza leżała na krzakach, a on leżał na ziemi. Podszedłem, a on mówi, żeby mu poodpinać mu sprzęt i pochować, bo szła burza - opowiada jeden z nich.
- Mówił, że go bolą plecy. Ułożyliśmy go w pozycji bezpiecznej. Cały czas był przytomny. Mówił, że spadał z prędkością 5,6 metrów na sekundę - dodaje drugi.
Teren oraz sprzęt zostały zabezpieczone przez policję, która dokładnie zbada przyczyny zdarzenia.
- Badamy, czy w tym wypadku nie zostało naruszone prawo lotnicze -mówi Radiu Opole podinspektor Bogdan Piotrowski, komendant miejski policji w Opolu. - Przepis definiuje to tak, że jeżeli latał nad terenami zabudowanymi, to jest to penalizowane jako przestępstwo z art. 211 i 212. Grozi mu kara pozbawienia wolności do roku.
Mężczyźnie najprawdopodobniej nic poważnego się nie stało. Teraz przechodzi badania w szpitalu, do którego został przetransportowany przez śmigłowiec LPR-u. 50-latek jest mieszkańcem powiatu opolskiego i doświadczonym paralotniarzem, instruktorem tego sportu.
Jako pierwsi na miejscu zdarzenia pojawili się mieszkańcy pobliskich domów, którzy paralotniarzowi udzielili pomocy.
- Jak wyszedłem, to już tylko czasza leżała na krzakach, a on leżał na ziemi. Podszedłem, a on mówi, żeby mu poodpinać mu sprzęt i pochować, bo szła burza - opowiada jeden z nich.
- Mówił, że go bolą plecy. Ułożyliśmy go w pozycji bezpiecznej. Cały czas był przytomny. Mówił, że spadał z prędkością 5,6 metrów na sekundę - dodaje drugi.
Teren oraz sprzęt zostały zabezpieczone przez policję, która dokładnie zbada przyczyny zdarzenia.
- Badamy, czy w tym wypadku nie zostało naruszone prawo lotnicze -mówi Radiu Opole podinspektor Bogdan Piotrowski, komendant miejski policji w Opolu. - Przepis definiuje to tak, że jeżeli latał nad terenami zabudowanymi, to jest to penalizowane jako przestępstwo z art. 211 i 212. Grozi mu kara pozbawienia wolności do roku.
Mężczyźnie najprawdopodobniej nic poważnego się nie stało. Teraz przechodzi badania w szpitalu, do którego został przetransportowany przez śmigłowiec LPR-u. 50-latek jest mieszkańcem powiatu opolskiego i doświadczonym paralotniarzem, instruktorem tego sportu.