Poseł Stawiarski apeluje do MSWiA o zmianę prawa dot. składowania niebezpiecznych odpadów
Poseł Bartłomiej Stawiarski interweniuje w sprawie składowiska chemikaliów w Namysłowie. Parlamentarzysta zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o zmianę przepisów dotyczących składowania i utylizacji niebezpiecznych odpadów.
- Przepisy są tak sformułowane, że nie wiadomo kto powinien te odpady usunąć, a jest to tykająca bomba ekologiczna, ponieważ obok składowiska w Namysłowie znajduje się zakład spożywczy, dwie studnie głębinowe i Widawa - wyjaśnia poseł PiS. - Jak zacząłem się w ten temat zagłębiać to okazało się, że jest totalny galimatias w polskim systemie prawnym, jeśli chodzi o chemikalia. Burmistrz odpowiada za utrzymanie czystości, starosta wydaje pozwolenie na składowanie odpadów niebezpiecznych, a sanepid odpowiada za bezpieczeństwo sanitarne. Wydaje mi się, że jedna instytucja powinna być odpowiedzialna za takie składowiska, wtedy nie byłoby rozmywania odpowiedzialności.
- Teraz najważniejsze jest to, aby te chemikalia usunąć, powinien to zrobić jeden z urzędów, a później starać się o refundację kosztów utylizacji np. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska - twierdzi Stawiarski.
Przypomnijmy: kilkaset beczek z niebezpiecznymi odpadami znajduje się na terenie byłej namysłowskiej mleczarni od 12 lat. Do 2013 roku swoją siedzibę miała tam firma Ekolog-Servis, która zajmowała się magazynowaniem odpadów. Firma upadła, a odpady nie zostały zutylizowane. Nie zajął się tym także nowy właściciel nieruchomości, który twierdzi, że o beczkach z odpadami nie wiedział.
- Teraz najważniejsze jest to, aby te chemikalia usunąć, powinien to zrobić jeden z urzędów, a później starać się o refundację kosztów utylizacji np. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska - twierdzi Stawiarski.
Przypomnijmy: kilkaset beczek z niebezpiecznymi odpadami znajduje się na terenie byłej namysłowskiej mleczarni od 12 lat. Do 2013 roku swoją siedzibę miała tam firma Ekolog-Servis, która zajmowała się magazynowaniem odpadów. Firma upadła, a odpady nie zostały zutylizowane. Nie zajął się tym także nowy właściciel nieruchomości, który twierdzi, że o beczkach z odpadami nie wiedział.